Tekst betowała niezastąpiona strzalka14 :*
Pogoda była piękna. Słońce świeciło,
ogrzewając go swoimi ciepłymi promieniami. Dookoła biegały dzieci,
bawiąc się i śmiejąc radośnie. Czerpiąc całymi garściami z ostatnich
ciepłych, jesiennych dni. To jednak nie miało znaczenia. Nie
interesowało go czy jest wiosna, zima, czy środek lata i czy wygląda w
swoim nowym płaszczu jak pedofil stojący pośrodku parku. Nie miało
znaczenia, czy świeciło słońce, czy padał deszcz. Zapewne nie zauważyłby
nawet, gdyby sypał śnieg i siedziałby na ławce, zasypany nim po szyję.
Ani tego, że bawiące się wokół niego dzieci z niewiadomych powodów i
przyczyn zmieniłyby się nagle w wygłodniałe, krwiożercze zombie. Biorąc
pod uwagę jego stan emocjonalny, nie zwróciłby uwagi nawet na to, gdyby
właśnie jeden z tych potworków zaczął przeżuwać jego łydkę. Był na to
zbyt przerażony. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz stresował się i bał tak
bardzo, że był na skraju ataku paniki. Chyba kilka miesięcy temu, gdy
po raz pierwszy wpadł na Dereka. Dosłownie wpadł.
To było prawie
na samym początku roku. Wchodząc do sklepu z elektroniką, nie zauważył
stopnia, o który naturalnie musiał się potknąć i polecieć na bogu ducha
winnego sprzedawcę. I o zgrozo! Tym sprzedawcą oczywiście i z pełnym
przekonaniem musiał być nikt inny, jak najbardziej gorący facet,
stąpający po tej części globu. Brunet, umięśniony gdzie trzeba, z
szeroką klatą, rozpychającą służbową, granatową koszulkę z logiem
sklepu. Idealnie przystrzyżony zarost wręcz krzyczał do Stilesa, że jej
właściciel jest niegrzecznym, gorącym ciachem, a nie niedbałym
jaskiniowcem, któremu nie chciało się sięgnąć po maszynkę do golenia. Do
tego mężczyzna miał oczy o niezidentyfikowanym zielono-niebieskim
kolorze, które zdawały się zmieniać barwę w zależności od kąta padania
światła. Podsumowując wyglądał jak sex na dwóch nogach. Mokry sen
każdego geja. Albo obiekt wielomiesięcznych westchnień Stilesa
Stilinskiego. Czyli Derek Hale we własnej osobie.
Nie wiedział jak
długo wtedy wisiał na mężczyźnie, otoczony jego ramionami, trzymając
się kurczowo materiału koszulki oraz czując pod palcami te idealne
mięśnie i gapiąc się na niego niczym sroka w gnat. Nie miało znaczenia,
że ludzie dziwnie im się przyglądali, podczas gdy oni stali zawieszeni w
czasie, wpatrując się w siebie nawzajem. A później Derek się do niego
uśmiechnął i powiedział "cześć", sprawiając, że świat Stilesa zatrząsł
się w posadach, nabierając nagle jaskrawych barw i tonąc w słodkim
śpiewie ptaków, zapachu kwiatów i latających wszędzie dookoła serduszek.
Nie pamiętał, co wtedy powiedział, ani tego, co mu odpowiedział Derek.
Ważne było tylko to, że zdecydowali się spotkać po pracy Hale'a i
wspólnie wyjść do kina na ich pierwszą randkę. A później przyszła
kolejna i kolejna. Nadeszły pierwsze pocałunki i dotyk. Spędzona
wspólnie noc. Pierwszy wspólny poranek. Pierwsze kłótnie i pojednania.
Słowa "Kocham cię" wyszeptane tuż przed snem i "Ja ciebie też" z nad
kubka porannej kawy.
A teraz byli razem. Od kilku miesięcy byli parą.
Nie
miał pojęcia jak to się stało. Czy zawdzięczał to jakimś siłom wyższym,
bogom Asgardu, Shivie, Afrodycie, Amorowi, czy innemu bóstwu? A może
własnemu szczęściu, zwierzęcemu magnetyzmowi i feromonom? Nie miało to
dla niego znaczenia. Najważniejszy był fakt, że Derek pragnął spędzić z
nim przyszłość i tego dnia zamierzał uczynić pierwszy krok w tym
kierunku. A mianowicie chciał przedstawić mu niespełna półtora-rocznego
siostrzeńca, którego zaadoptował po śmierci swojej starszej siostry
Laury.
Stiles był zdenerwowany. Trząsł się jak w febrze, niemal
szczękając zębami. Co rusz zaciskał i rozluźniał dłonie na szaro-białym
futerku, niedużego, pluszowego wilka z czerwoną kokardą, którego wybrał
spośród innych zabawek i pluszaków specjalnie na ich pierwsze spotkanie,
chcąc w pewien sposób przekonać do siebie malca. I choć wiedział, że to
przekupstwo, to nie mógł postąpić inaczej. Podświadomie czuł, że tak
właśnie powinien się zachować.
Wziął głęboki, przerywany wdech i
rozejrzał się dookoła. Dzieci nadal się bawiły, robiąc przy tym dużo
hałasu i rozgardiaszu, jakby na przekór proszącym i upominającym je
rodzicom. Ścieżkami spacerowały młodsze i starsze pary, trzymając się za
dłonie lub pod ręce. Kawałek dalej widział nastolatka bawiącego się
frisbee ze swoim kudłatym czworonogiem i kobietę uprawiającą jogging ze
słuchawkami w uszach.
Wtedy go zauważył.
Derek szedł w jego
stronę swoim zwyczajowym, pewnym siebie krokiem. Jeansy jak zwykle
idealnie opinały jego wyćwiczone uda, a ulubiona, czarna, skórzana
kurtka zarzucona była na jego szerokie ramiona. Tym razem jednak jej
poły były szeroko rozchylone, ukazując śnieżnobiałą koszulkę i czarną
chustę, w której siedziało dziecko, rozglądając się ciekawie dookoła,
energicznie kręcąc głową na boki.
Stiles uśmiechnął się szeroko na
ich widok, całkowicie zapominając o wcześniejszym przerażeniu i
niepewności. Wyglądali razem wspaniale. Derekowi pasowało dziecko. A to
jak asekuracyjnie i opiekuńczo przytrzymywał malca, sprawiało, że miał
ochotę westchnąć z maślanym uśmiechem na ustach, oczami wielkimi i
mokrymi jak kot ze Shreka i nogami słabymi i drżącymi jak galareta. I
nie tylko on tak reagował na widok Dereka sądząc po oglądających się za
nim kobietami, rumieńcach i cichych chichotach nastolatek.
- Cześć - powiedział, nie przerywając uśmiechu.
-
Cześć. – Derek cmoknął go w usta. - Mam nadzieję, że nie czekałeś zbyt
długo. Noah wybudził się z drzemki na kilka minut przed wyjściem i nie
bardzo chciał pozwolić się ubrać na spacer.
- Nie, dopiero
przyszedłem. Cześć kolego. - Nachylił się, chcąc być na wysokości
dziecka, by nie patrzeć na niego z góry. Gdzieś usłyszał, że dzieci
bardzo tego nie lubią. - Masz na imię Noah, tak? Ja jestem Stiles. -
Pomachał mu, na co buźka malca tylko się wykrzywiła w niezadowoleniu.
Stiles
zamrugał kilkakrotnie i zagryzł wargi, hamując cisnący mu się na usta
śmiech. Bujne brwi malca były zmarszczone, niemal stykając się nad małym
noskiem, wyrażając tym samym swoje niezadowolenie. A co było w tym
zabawne, to to, że Stiles doskonale znał ten wyraz twarzy. Derek robił
identyczną minę, gdy coś mu nie pasowało, czegoś nie rozumiał, nudził
się lub był zirytowany. Czyli przez jakieś siedemdziesiąt procent czasu.
Zagryzł
wnętrze policzka, starając się w ten sposób zwalczyć rozbawienie.
Odetchnął głębiej, po czym ponownie spojrzał na malca, tym razem z
udawanym przestrachem.
- Cóż to za przerażająca mina. - Złapał się za policzki, uprzednio upychając maskotkę pod pachę.- Chyba się boję.
Derek
przewrócił oczami na jego błazenadę, nie mógł jednak ukryć błąkającego
mu się na ustach uśmiechu, co tylko ogrzało serce Stilesa.
-
Jesteś straszny. A wiesz, co jest jeszcze straszne? - Stiles zapytał
szeptem, odrobinę bliżej nachylając się w stronę dziecka. - Wilki. -
Podniósł się, demonstrując przed sobą, przyniesiony prezent.
Oczy
Noah rozszerzyły się na widok zabawki. Wyciągnął rączkę i dotknął
paluszkami maskotki, po czym szybko zabrał łapkę i spojrzał na ojca. -
Auu - wydał z siebie dźwięk, błądząc spojrzeniem między Derekiem a
wilkiem, jakby o coś prosząc. I tak musiało być w istocie, bo po tym jak
Derek skinął malcowi głową, ten wyciągnął rączki po zabawkę. - Auuuuu -
zawołał, domagając się maskotki z proszącą miną. Stiles pochylił się i
podał mu ją bez słowa, bynajmniej niezaskoczony, że zwierzak został mu
niemal siłą wyrwany z ręki. Noah szybko przytulił maskotkę do siebie,
wciskając ją między siebie, a brzuch Dereka, po czym znowu się obrócił
ze skrzywioną miną, na której widok Stiles chciał westchnąć z
frustracji. Dziecko przyglądało mu się przez chwilę ze zmarszczonymi
brwiami, jakby go oceniało, po czym o dziwo, mała buzia się wypogodziła.
Drobne, wąskie usteczka rozciągnęły się w uśmiechu, pokazując
szczerbaty uśmiech, w którym przodowały dwie, olbrzymie, królicze
jedynki, na których widok Stiles nie mógł się nie uśmiechnąć.
Noah
zaczął coś mówić w sobie tylko znanym języku, po czym poklepał go z
czułością po policzku, na co Stiles odetchnął z ulgą. Podobnie zresztą
jak Derek, którego postawa jakby diametralnie ulegała zmianie i
rozluźnieniu.
- Jesteś taki przekupny - westchnął Derek, kręcąc głową, na co Stiles wyszczerzył się szeroko.
-
Tym lepiej dla mnie. - Wyprostował się i podszedł bliżej do kochanka. -
Chyba zostałem
zaakceptowany. - Spojrzał w dół, gdzie jedna z małych
rączek uczepiła się kurczowo rękawa jego płaszcza.
- Auuuu - zawył Noah.
- Chyba raczej powinieneś rzec, że zostałeś przyjęty do watahy.
- W rzeczy samej.
____________________________________________________________________
Inspiracją do napisania tego testu był ten obrazek :D