sobota, 16 grudnia 2017

Pierwsze spotkanie

Tekst betowała strzalka14, dziękuję Kasiu:*


Derek siedział oko w oko z brązowookim dzieciakiem w pajacyku w dinozaury - wiedział jak nazywa się ta dziwna piżama połączona ze skarpetkami, bo Cora miała taki sam tyle, że mniejszy i różowy. Chłopiec przed nim nie mógł mieć dużo więcej, niż rok, może dwa, sądząc po tym, że w jego ustach tkwił wielki, zielony smoczek, zasłaniający połowę strasznie chudej i bladej twarzy. Malec ssał go szybko, gapiąc się na niego wielkimi ślepiami, prawie w ogóle nie mrugając. Derek skrzywił się, marszcząc brwi, które zetknęły się nad jego nosem. Sięgnął po swoje autko i obrócił się plecami do dzieciaka, jak postanowił nazywać tego dziwnego chłopca. W końcu on sam nie był już dzieckiem i mógł na niego tak mówić. Miał całe pięć i pół roku. Był dużym chłopcem i naprawdę nie rozumiał dlaczego rodzice zamiast wziąć go ze sobą na zakupy, zdecydowali się zostawić go w "przechowalni dla dzieci". Przecież Cora była dużo mniejsza, a ją wzięli. To było niesprawiedliwe. Naburmuszył się, wydymając wargi.

- Bwww. - odwrócił głowę, słysząc dziwny dźwięk. - Bwww. - dzieciak przeraczkował do niego, wydając zza swojego smoczka jakieś dziwne odgłosy, których Derek nie rozumiał. Usiadł naprzeciw niego i znowu zaczął się na niego gapić.

Derek zmarszczył się tylko bardziej i ponownie się odwrócił tyłem do dziecka. Jego złość i irytacja tylko się nasiliły, gdy brzdąc znowu klapnął naprzeciw niego. Derek przycisnął do piersi autko, przyglądając się z gniewną miną dzieciakowi.

- Odczep się - powiedział, na co malec zabzyczał zza smoczka i zaklaskał w ręce. - Głupie dziecko - zafukał oburzony. - Daj mi spokój S-t-i-l-e-s - przeczytał jego imię z przyklejonej na ubraniu plakietki.

- Nnnnnn.

- Idź się czymś pobaw i zostaw mnie w spokoju. Tam są zabawki. - Wskazał palcem na niewielką, kolorową skrzynkę z plastikowymi klockami i niski regał z pluszakami. Malec jednak na to wcale nie spojrzał, nie odrywając od niego wzroku.

- Łoo Aaaaa Nnnnn - Stiles zaczął coś bełkotać zza smoczka, wymachując przy tym łapkami.

- Nie wiem o co ci chodzi. Nic nie rozumiem. - na jego słowa dzieciak zacisnął ręce w piąstki i zamachał nimi sfrustrowany.

- Łooo Aaaaa Nnnnnn! - pomiędzy niewielkimi, jasnym brwiami malca pojawiła się pionowa zmarszczka.

- Naprawdę nie wiem o co ci chodzi. Daj mi spokój. - Stracił cierpliwość, błyskając w stronę Stilesa złotymi oczami, choć doskonale wiedział, że później dostanie mu się za to bura od mamy. Nie lubiła, kiedy pokazywał innym ludziom swojego wilka. Zabraniała mu się chwalić swoimi zdolnościami, mówiąc, że to złe dokuczać innym tylko dlatego, że jest się od nich silniejszym.

Derek nie spodziewał się jednak, że w odpowiedzi na jego wilka, w oczach malca pojawią się bursztynowe drobiny, krążące po ciemniejszych tęczówkach.

- Jak to zrobiłeś? - Wyszeptał, pochylając się w stronę Stilesa. Powąchał go dyskretnie, przyglądając mu się z bliska. Wyglądał zwyczajnie. Zapach także niczego nie zdradzał. - Czym jesteś? - Trącił go palcem w brzuch, na co berbeć się zaśmiał, wypluwając przy tym smoczek.

Derek skrzywił się widząc obśliniony przedmiot i wykopał go nogą z daleka od siebie.

- Blee - niesmak na jego twarzy zastąpiło przerażenie, gdy malec zaczął chlipać i pociągać nosem. Derek rozejrzał się szybko dookoła, szukając jakieś opiekunki, która jak na złość musiała wyjść do toalety. Spanikowany podał Stilesowi swoje autko, chcąc go uspokoić. Ten jednak odepchnął jego rękę, zaczynając głośniej płakać.

- Już nie płacz. Przepraszam. Proszę, przestań płakać. - Wyciągnął rękę i pogładził malca po głowie, na co ten tylko zachlipał, patrząc na niego załzawionymi oczami. - Już dobrze - powiedział, nie wiedząc co jeszcze mógłby zrobić. Mama zawsze go przytulała, gdy był smutny. Postanowił zrobić to, co podpowiadał mu instynkt i objął Stilesa, gładząc go po plecach. To było nawet miłe. Zwłaszcza, gdy berbeć przestał płakać i przytulił się do niego.

Derek uśmiechnął się i zaczął nucić piosenkę, którą zawsze śpiewała mu przed snem mama. Zamrugał zaskoczony, gdy malec wsadził kciuka do buzi i zamruczał coś sennie. Po chwili Derek siedział na dywanie ze śpiącym bobasem na rękach i absolutnie nie wiedział co robić dalej. Miał nadzieje, że mama zaraz wróci i uwolni go od Stilesa. Nie chciał nawet myśleć jak bardzo Laura i Peter będą się z niego śmiali, gdy dowiedzą się o całym zdarzeniu.


Talia Hale siedziała wraz ze swoim mężem i ich przyjaciółmi, państwem Stilinski w niewielkiej kawiarni w galerii handlowej. Wszyscy wyglądali zza barierki na plac dla dzieci, gdzie jej jedyny syn zdawał się usypiać malutkiego synka Claudii i Johna. Uśmiechnęła się ciepło na ten widok, oddychając w duchu z ulgą. Derek zdawał się bardzo opiekuńczy w stosunku do Stilesa.

- Nawet z tego miejsca jestem w stanie wyczuć oraz zobaczyć czerwone i bursztynowe nici ich dusz, łączące się i zawiązujące więź między nimi - powiedziała Claudia, nie kryjąc swojego wzruszenia i targających nią emocji.

Talia przytaknęła, uśmiechając się szerzej. Teraz nie musiała się obawiać, że któreś z jej dzieci, kandydatów na alfę zostanie odrzucone przez przyszłego emisariusza. Sądząc po tym, jak opiekuńczo i zaborczo Derek trzymał malca,- choć zapewne nie zdawał sobie z tego sprawy - miał zostać w przyszłości wspaniałym alfą Hale, przywódcą watahy. A także troskliwym partnerem dla małego Stilesa.

sobota, 9 grudnia 2017

Cal od domu

Tekst ten dedykuję mojej becie, Kasi, która jakiś czas temu powiedziała mi, że ma dość dupka Dereka ;)
 Kontynuacja "Tylko jeden krok" i "Dwa kroki do miłości".    

Derek stanął w wejściu do swojego pokoju, opierając się ramieniem o futrynę drzwi. Panująca w sypialni ciemność nie przeszkadzała mu przyglądać się uważnie swojej bratniej duszy. Nastolatek spał smacznie, oddychając przez otwarte usta. Kołdra zwisała smętnie z łóżka, trzymając się tylko na rogu zawiniętym wokół jednej z nóg Stilesa. Patykowate, blade kończyny leżały porozrzucane po całej powierzchni materaca, jak miał w zwyczaju robić, gdy Derek nie kładł się koło niego, by móc ukoić zszargane nerwy i przynieść ukojenie po koszmarach dręczących nastolatka.

Derek uśmiechnął się z rozczuleniem i podszedł bliżej. Przykucnął obok łóżka, tuż przed twarzą Stilesa i przyglądał mu się przez chwilę. Wyciągnął rękę i musnął opuszkami palców skórę na policzku chłopaka. Poczuł dreszcz, jakby iskry czy prąd przepływający od jego palców, przez rękę i całe ciało na fizyczny kontakt ze swoją bratnią duszą. Stiles zamruczał przez sen, mlasnął i wtulił się w dłoń Dereka, jakby podświadomie czuł, wiedział, że to on go dotykał.

Wilk Dereka przeciągnął się w jego wnętrzu i zamerdał ogonem szczęśliwy. Naparł na jego skórę chcąc się wydostać, wyjść na powierzchnię, gdzie mógłby zawinąć się opiekuńczo wokół ich partnera. Stiles bardzo lubił się przytulać i mówić do niego, gdy był pod zwierzęcą postacią. Derekowi zdawało się, że tylko w ten sposób nastolatek się go nie bał i akceptował w stu procentach, co było dość niesprawiedliwe. W końcu obecność Laury i innych kobiet w domu zdawała mu się w ogóle nie przeszkadzać. Za to reagował istnymi atakami paniki, gdy tylko zobaczył jego ojca lub Petera. I choć Derek nie powinien się z tego cieszyć, nie mógł ukryć dumy i dziwnej satysfakcji z tego, że to właśnie w jego ramionach Stiles szukał ratunku i namiastki bezpieczeństwa. Jakby czternastolatek podświadomie wiedział, że Derek zapewni mu bezpieczeństwo i nie pozwoli go nikomu skrzywdzić.

Nastolatek westchnął głośniej przez sen i zacisnął dłoń na nadgarstku Dereka, wywołując tym u niego nieopisane poczucie szczęścia i szczery uśmiech na ustach. Twarz Stilesa była rozluźniona i otwarta, a sen głęboki, co było tak diametralnie różne od tego, jak zachowywał się w pierwszych miesiącach od dnia, gdy Hale uratował go przed samobójczym skokiem z mostu.

Derek przesunął wzrokiem po ciele chłopaka, po odsłoniętych przez krótki rękaw rękach, a także fragmentach brzucha i pleców, które ukazała podwinięta koszulka. Wstrętne rany i skaleczenia dawno się zagoiły. Szpecące ciało blizny zblakły, pozostawiając jedynie jaśniejsze linie i brzydko pomarszczone znaki. Siniaki, chorobliwa chudość i ziemisty kolor skóry zastąpiły powoli zarysowujące się, sprężyste mięśnie, poruszające się z każdym ruchem Stilesa i mleczna, jedwabista doskonałość, w której Derek marzył już od dawna zatopić zęby, oznaczając nastolatka jako swojego. Dzięki czemu miałby pewność, że odnajdzie partnera zawsze i wszędzie. Wiedziałby, gdyby groziło mu niebezpieczeństwo, jeśli odczuwałby smutek, złość, strach, czy radość lub szczęście.

- Mmm Derek? - Stiles zamruczał sennie, ocierając się policzkiem o jego dłoń. Serce Dereka spuchło na ten widok, a jego wargi rozciągnęły się w szerokim, ciepłym uśmiechu, który Laura nazywała Stilesowym wyszczerzem, bo podobno miał go na twarzy tylko w obecności nastolatka.

- Tak myślałam, że cię tu znajdę. - Derek poderwał głowę do góry i spojrzał w stronę drzwi, w których stała jego starsza siostra. - A czy przypadkiem nie powinieneś znajdować się jeszcze na zawodach w Nowym Jorku? Z tego, co się orientuję miałeś wrócić dopiero jutro. - Jej skrzyżowane na piersi ręce i zacięty wyraz twarzy nie wróżyły niczego dobrego. Ale to ciepło, wesołe i psotne ogniki grające w jej oczach, upewniły Dereka, że tak naprawdę nie jest zła, a jedynie ciekawa.
   
- Mecz zakończył się wczoraj. Mama wyraziła zgodę na mój wcześniejszy powrót - powiedział, wracając do obserwowania śpiącego Stilesa.
  
- Właśnie widzę. - uśmiechnęła się kpiąco. - Tęsknił za tobą. - dodała.
  
Derek ponownie poderwał głowę i spojrzał na Laurę z zaciekawieniem. Jego serce przyspieszyło i zaczęło łomotać mu w klatce piersiowej, niemal boleśnie obijając się o żebra. Twarz rozpromieniła się w czystej radości, której nie byłby w stanie ukryć. A nawet gdyby próbował, jego zapach i tak zdradziłby wszystko.
  
- Naprawdę?

- Tak. Nie powiedział tego wprost, ale to było widać Derek. On za tobą tęsknił. Kręcił się po domu, nie mogąc sobie znaleźć miejsca i na siłę wynajdował zajęcia, byleby tylko zająć czymś ręce i myśli. A gdy już nic takiego nie znajdował, siadał na parapecie - wskazała palcem na temat rozmowy - i patrzył przez okno, pogrążając się w myślach, nie rzadko na długie godziny. I gdybym nie słyszała jego serca i oddechu, przyrzekłabym, że zamieniał się w figurę woskową - prychnęła rozbawiona.

- Mhm - mruknął jedynie, nie ufając swojemu głosowi. Odchrząknął w dłoń cicho, starając się nie obudzić przy tym śpiącego nastolatka. - A jak sprawy z szeryfem? - spytał, bojąc się tego, co miała przynieść nadchodząca rozprawa, przez którą zdecydował się wcześniej wrócić. Nie chciał żeby nastolatek przechodził przez wszystko sam, bez jego wsparcia. Stiles mógł nie mówić o tym głośno, ale wszyscy wiedzieli, że panicznie bał się ojca. Bez wsparcia i podpory, mógł ulec namowom szeryfa aby do niego wrócić. Derek nie mógł na to pozwolić. I mimo że nie był jeszcze pełnoletni, zamierzał uczynić dosłownie wszystko, żeby zatrzymać swojego partnera, a także upewnić się, że nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo. Peter miał już okazję niezbyt miło się o tym przekonać na własnej skórze, gdy skończył z kulami zawierającymi tojad w tyłku, za umyślne straszenie Stilesa. Nie miało znaczenia, że Derek później dostał od ojca szlaban za ruszanie jego ozdobnego rewolweru. Kilkudniowe cierpienie i upokorzenie wujaszka było warte pozbawienia go miesięcznego kieszonkowego. Zwłaszcza, że po wszystkim Stiles śmiał się tak głośno i szczerze, że Derek w tamtej chwili poważnie rozważał codzienne faszerowanie Petera ołowiem z odrobiną tojadu, jeśli tylko jego partner zamierzał za każdym razem reagować tak samo. Powodując tym samym, że serce Dereka podwajało swoją objętość, a jego wilk skakał, brykał i kręcił się szczęśliwie pod jego skórą.
  
- Stiles starał się to ukryć, ale wszyscy widzieliśmy, że to nie było dla niego łatwe. Zwłaszcza, że to jego ojciec.
   
- Wiadomo już coś? - Nie potrafił ukryć lęku w swoim głosie. Bał się, że jego partner zostanie mu odebrany i zabrany gdzieś, gdzie nie będzie mógł go strzec i się o niego troszczyć.
   
- Szeryf nie zamierza tak łatwo oddać syna, ale jest na przegranej pozycji. - Uśmiech znikł z twarzy Laury, jak zawsze, ilekroć mówiła o panu Stilinskim. Derek wiedział, że jego siostra jako następczyni matki i przyszła alfa, nie mogła się pogodzić z myślą, że ktoś bezkarnie krzywdził członka ich rodziny, watahy. Nie miało znaczenia, że Stiles nie był jeszcze oficjalnie związany z Derekiem. Był dzieckiem, nastolatkiem, który zasługiwał na opiekę i miłość. Nie na piekło, które było jego życiem.
   
- Matka rozmawiała wczoraj z prawnikiem. Po zakończeniu przymusowego odwyku, szeryfa czeka kilka ładnych lat odsiadki. Prawa do opieki nad Stilesem lada dzień zostaną mu odebrane i przyznane naszym rodzicom jako tymczasowym, prawnym opiekunom. Prokurator podobno mało nie rozszarpał na strzępy szeryfa na widok zdjęć z obdukcji Stilesa.
   
- To dobrze. Należałoby mu się. Mam nadzieję, że w więzieniu dostanie to, na co zasłużył.
   
- Na pewno nie będzie mu lekko. Nawet nie chcę wiedzieć jak skazańcy traktują w pace byłych stróżów prawa. - Derek potaknął, dając znak, że rozumie.
   
- Ale co jeśli po wyjściu z więzienia będzie chciał odegrać się na Stilesie? - spojrzał przerażony na drobną postać partnera. Nie przeżyłby, gdyby znów miał go zobaczyć w tak opłakanym stanie, jak podczas ich pierwszego spotkania. Mogli obaj być uważani jeszcze za dzieciaków, ale wilk Dereka już wybrał i uznał Stilesa za swojego. Zwierzę w nim było gotowe zabić każdego, kto zagrażał ich partnerowi. I Derek w pełni się z nim zgadzał.
   
Laura prychnęła głośno, przewróciła oczami i spojrzała na niego z pobłażliwym, lekko kpiącym uśmiechem.
   
- Gdy Stilinski wyjdzie z więzienia, Stiles będzie już dawno pełnoletni. Poza tym byłabym wielce zdziwiona, gdyby w między czasie nie zmienił nazwiska na Hale. - policzki Dereka oblały się rumieńcem, na co kobieta uśmiechnęła się złośliwie. Szybko jednak na jej twarz powróciła powaga. - Będziesz jutro na rozprawie?
  
- Oczywiście, że tak - warknął oburzony, błyskając złotymi tęczówkami w stronę siostry. - To mój partner. Mogłem nie być na niego przygotowany, ale zapewniam, że kocham go z całego serca i zamierzam wspierać na każdym kroku do końca życia. I czego się głupio uśmiechasz?
  
- Wybacz - powiedziała. - Tylko tak bardzo się zmieniłeś odkąd go odnalazłeś. W życiu bym nie przypuszczała, że kiedykolwiek usłyszę z twoich ust tak pełne emocji i uczuć słowa. Poważnie Der, stałeś się zupełnie innym człowiekiem, odkąd masz Stilesa. Lubię cię takiego - dodała, nim wyszła, zamykając za sobą cicho drzwi. Zostawiając go samego, siedzącego na podłodze, obok łóżka, ze śpiącym Stilesem, tulącym się do jego dłoni, jak do żywego, pluszowego misia. I nie mógł być jej bardziej wdzięczny. Bo mógł bez krępacji zrzucić z siebie ubrania i zmienić się w wilka, który już wystarczająco długo czekał na kontakt z ich partnerem.

sobota, 25 listopada 2017

Kitty kitty Stiles - Rozdział 5

Rozdział betowała niezrównana strzalka14 :*
  
Jak się okazało Stiles nawet z kawałkiem futra nad tyłkiem i myszami zamiast mózgu nadal był geniuszem. Zaklęcie, które znalazł wyjaśniało wszystko to, co ostatnimi czasy działo się w Beacon Hills. Spełnienie dwunastu dziewic bez odbierania im niewinności, sok z granatu i pukle włosów wybranka lub wybranki, były tylko kilkoma z potrzebnych składników do wyjątkowo ohydnego zaklęcia miłosnego.

Peterowi na samą myśl wypicia takiego świństwa robiło się niedobrze. Zwłaszcza, że według receptury, włosy nie mogły pochodzić z głowy, a innego, bardziej niedostępnego miejsca.

W momencie, gdy wiedzieli już, na czym stoją i czego szukają, wyśledzenie początkującej wiedźmy nie było trudnym zadaniem. Wystarczyło wysłać kilku młodszych członków watahy po okolicznych imprezach i nakazać im mieć oczy szeroko otwarte. Co dziwne, to Scottowi udało się zlokalizować sprawczynię. Był to jednak czysty przypadek, z którego Peter zamierzał nabijać się jeszcze przez kilka następnych dni, jeśli nie tygodni. A to dlatego, że McCall nieświadomie wypił drinka przeznaczonego dla Isaaca, a ten skapnął się, że coś jest nie tak dopiero wtedy, gdy Scott zaczął nazywać go uroczą lisiczką, na co siedząca obok nich dziewczyna zerwała się z miejsca, wiejąc gdzie pieprz rośnie.

Peter miał nigdy nie zapomnieć bordowego odcienia twarzy Laheya, gdy ten przyznawał się, w jaki sposób dorwali wiedźmę i wyjaśniał powód, dla którego przytaszczył do posiadłości nieprzytomnego McCalla z sińcem na pół twarzy, który dziwnie pasował wielkością i kształtem do dłoni Isaaca. A że znak nie zdążył jeszcze zniknąć, świadczyło to tylko o tym, że Lahey musiał być naprawdę mocno wkurzony, gdy go policzkował.

Nie mniej jednak wiedźma została wytropiona i zakatrupiona. W mieście zapanował względny porządek oraz spokój taki, jaki mógł panować między watahą wilkołaków i łowcami na niewielkim kawałku terenu bez pozabijania siebie nawzajem. I wszystko byłoby pięknie, ładnie i cacy, gdyby nie jeden, mały problem.

Stiles nadal nie stał się człowiekiem. A przynajmniej nie bardziej od dnia, gdy Peter znalazł go po raz pierwszy nagiego w swoim łóżku. Wszyscy byli zaniepokojeni tym faktem, zwłaszcza szeryf, któremu wyjątkowo nie leżało mieszkanie samemu. Peter był zdania, że problem by nie istniał, gdyby ojciec Stilesa wreszcie się spiknął z Melisą i z nią zamieszkał. Jednak to nie John najgorzej znosił kotowatość Stilesa, a Derek. Alfa dostawał coraz większej paranoi, widząc kocią sierść dosłownie wszędzie. Na meblach, pod prysznicem, w muszli klozetowej, a nawet w swojej szufladzie z bielizną. I nie, Peter wcaaaale nie wiedział jak ona się tam znalazła.

Chociaż dokuczanie Derekowi i nabijanie się z tej jego kociej fobii z początku było zabawne, tak po kilku tygodniach straciło swój urok. Stałe powtarzanie tych samych kawałów i psikusów zrobiło się zwyczajnie nudne, a oglądanie wiecznie skrzywionej miny alfy codzienne i monotonne. Peter zaczynał coraz bardziej tęsknić za dawnym Stilesem. Brakowało mu przeciwnika do słownych przepychanek i sprzymierzeńca w uspołecznianiu Dereka. Co więcej kocia przylepność nastolatka zaczynała być dla niego odrobinę problematyczna, zwłaszcza, że Stiles nie był już puchatym kłębkiem futra, a młodym mężczyzną z odrobiną egzotycznych, niecodziennych dodatków i awersją do noszenia ubrań. Zwłaszcza w sypialni Petera. Nic zatem dziwnego, że starszy Hale stał się sfrustrowany i jeszcze bardziej upierdliwy niż zwykle. Jego sypialnia przestała być oazą spokoju, a stała się pokojem kusiciela w postaci nagiego nastolatka, patrzącego na niego wielkimi, mokrymi oczami i mruczącego z przyjemności ilekroć Peter go dotknął. Sesje masturbacji pod prysznicem przestały być wystarczające. Noc nie przynosiła ukojenia, gdyż zasypiał z ramionami pełnymi ciepłego, mruczącego Stilesa, wciskającego swój futrzasty tyłek w jego krocze, a wizje senne z nastolatkiem w tle potęgowały jedynie jego niesłabnącą potrzebę. Poranki stały się koszmarem, gdyż zawsze budził się przy dźwiękach mruczenia i uczucia wilgotnego języka na szyi i podbródku. Ten dzień nie był wyjątkiem. Obudził się przed budzikiem, czując ciepło i wilgoć w okolicy krtani. Ciepły język wolnymi, metodycznymi ruchami przejeżdżał po jego szyi. W powietrzu unosił się ciężki zapach jego podniecenia, który zmieszał się z odrobinę słodką i maślaną wonią sennego Stilesa. Do jego uszu dochodził cichy odgłos gardłowego mruczenia, powodując, że jęk zamarł mu na ustach. Jego pełny członek stwardniał jeszcze mocniej, a jądra uniosły się i ścisnęły boleśnie.

Peter syknął przez zęby, odwracając się na drugi bok. Zagryzł wargi i wbił paznokcie w dłoń, starając się odrobiną bólu zminimalizować podniecenie.

- Miau? - Stiles miauknął i otarł się policzkiem o jego policzek oraz bark w kociej formie przywitania.

Peter spojrzał na niego kątem oka i uśmiechnął się niepewnym uśmiechem, przeklinając się za swoją słabą samokontrolę. Jednak widok tej zarumienionej od snu twarzy, pełnych, różowych warg i błyszczących, jeszcze odrobinę sennych, orzechowych oczu był ponad jego wilkołacze siły. Jęknął boleśnie i potrzebująco, kuląc się jeszcze bardziej i odgradzając od niczego nierozumiejącego Stilesa.

- Miau? - Chłopak szturchnął go nosem w kość policzkową i oparł podbródek na jego ramieniu.

- Idź się ubrać i daj mi jeszcze spać - powiedział, zakrywając zarumienioną twarz wolną ręką w płonnej nadziei, że w ten dziecinny sposób odgrodzi się choć na chwilę od otaczającego go świata.
Peter nie był zbytnio zdziwiony, gdy w odpowiedzi usłyszał tylko zirytowane, zniesmaczone fuknięcie, po czym Stiles przylgnął do jego pleców, zarzucając na niego rękę i nogę.

Normalnie w takiej sytuacji Peter rzuciłby jakiś sarkastyczny komentarz o tym, jaką to krzyżówką kota i ośmiornicy był Stiles, ale nie tego dnia. Tego poranka nie mógł się na to zdobyć. A wszystko za sprawą boleśnie pulsującego, cieknącego członka, który za nic miał jego wrogie spojrzenia i złorzeczenia pod swoim adresem. Zrobiło się tylko gorzej w chwili, gdy Stiles zaczął go wąchać. Nozdrza nastolatka poruszały się, gdy węszył, wodząc nosem po skórze Petera.

- Co ty robisz? - zapytał niepewnie, marszcząc brwi w zamyśleniu i dezorientacji. Mars na jego czole tylko się pogłębił, gdy Stiles ściągnął z niego kołdrę i przekrzywiając na bok głowę w typowym kocim geście, popatrzył na jego fiuta jakby ten był wyjątkowo dziwnym i ciekawym zjawiskiem.

- Głupi kot - burknął Peter, naciągając na siebie ponownie kołdrę. Nastolatek tylko się na to zmarszczył, patrząc na niego obrażonym wzrokiem. Szarpnął kołdrę, zrzucając ją na podłogę, po czym ponownie spojrzał na Petera z jawnym wyzwaniem i prowokacją. Jakby oczekiwał, że Hale zaraz na niego nakrzyczy lub spróbuje wstać i podnieść przykrycie. A skąd Peter to wiedział? Niejednokrotnie przerabiali już oba scenariusze. Tego dnia jednak mężczyzna nie był w nastroju na przepychanki kończące się bitwą na poduszki, toną latającego dookoła pierza oraz wściekłymi krzykami Reyes, by przestali się seksić i dali jej spać.

- Stiles, daj mi spokój, nie dzisiaj - mruknął Peter, zarzucając poduszkę na głowę.

- Miau? - miauknął prosząco chłopak, kładąc się na nim.

- Nie.

- Miau?

- Nie.

- Miaaau.

- Powiedziałem nie. - nie zamierzał zmienić zdania.

Stiles fuknął, schodząc z niego.

- No nareszcie - burknął Peter, układając poduszkę z powrotem pod głową i wygodnie się na niej moszcząc. - No - mruknął, po czym zamarł i zesztywniał, gdy coś otarło się o jego sztywny członek. Spojrzał w dół, gdzie Stiles trącał kostkami zgiętych palców jego penisa.

- Czy możesz mi powiedzieć, co ty do jasnej... O ja pierdolę! - jego wypowiedź została brutalnie przerwana i zmieniona w jeden, przeciągły jęk, gdy Stiles polizał główkę penisa Petera, oblizując się na smak sączącej się z niego cieczy.

piątek, 17 listopada 2017

Tylko ciebie chcę - Rozdział 9

Rozdział betowała strzalka14, za co ogromnie jej dziękuję. Buziaki Kasiu :***
 
Był późny wieczór, gdy Stiles odzyskał przytomność. Otworzył oczy, po czym szybko je zamknął i skrzywił się sycząc boleśnie, gdy piekący ból rozszedł się po jego głowie. Nie miał pojęcia co się stało, ani gdzie się znajdował. Jedyne, o czym był w stanie myśleć, to ten dziwny sen. A może raczej wspomnienia, bo snem to z pewnością nie były. Gdy o tym myślał, obrazy, które widział, sytuacje, których był świadkiem i uczestnikiem, stawały się coraz bardziej realne. A przez to i coraz bardziej przerażające. Wracało do niego tak wiele wspomnień, uczuć, emocji. A także pytań.

Dlaczego matka go tak bardzo nienawidziła? Czy przez to, że miał ADHD, czy może, dlatego że był dla niej wybrakowany? Czy było w tym ukryte coś więcej? I co ojciec miał namyśli podczas tej kłótni, którą słyszał przed laty. Jeśli by się głębiej nad tym zastanowić, brzmiało to jakby ktoś przeprowadzał na nim jakieś eksperymenty w czasie jego życia prenatalnego. I najważniejsze pytanie. Dlaczego nie pamiętał Marii? To tak, jakby ktoś wymazał ją z jego pamięci, całkowicie usunął z jego życia i wspomnień. Ale kto mógłby zrobić coś takiego i dlaczego? Nie wiedział. Tak, jak nie wiedział, dlaczego ojciec nigdy o niej nie wspominał. Przecież musiał wiedzieć kim kobieta była. Musiał ją znać, skoro mieszkała razem z nimi i się nim opiekowała. A przynajmniej wydawało mu się, że tak było. Wraz z pojawiającymi się wspomnieniami, odkrył, że w jego pamięci jest kilka czarnych dziur. Rzeczy, wydarzeń, których nie pamięta, a które zdawały się tak bardzo istotne. Na przykład to, kim albo, czym była Maria. Stiles miał przed oczami obraz kobiety o mleczno-białej skórze, z twarzą ukrytą pod czarną maską, ozdobioną wielkimi płatkami lilii, w której wycięty był otwór na krwisto-czerwone usta kobiety. Jej czarną suknię z gorsetem zdobiły żywe, sino-granatowe róże, wydzielające niebiańsko słodki zapach, który kojarzył się Stilesowi z ambrozją. I śmiercią.

Wątpił w to, że kobieta była akumą - słowo, które jeszcze parę chwil temu, tak bardzo dziwne i obce, nagle stało się niezwykle znajome i zwyczajne. Jakby używanie go było na porządku dziennym w ich domu. Nie, Maria nie mogła być akumą, zwłaszcza, że uczyła go jak się przed nimi bronić. Jak wytwarzać amulety i odprawiać rytuały, mające utrzymać te demony i inne nadprzyrodzone istoty z daleka od niego i ich rodziny. To prowadziło tylko do jednego, jedynego rozwiązania. Wyjaśniającego dlaczego Maria mieszkała w ich domu i się o niego tak bardzo troszczyła, dlaczego nigdy nie mówiła źle o Claudii, choć widocznie nie podobało jej się to, co ta robiła, czy mówiła. A także to, dlaczego zdawała się zawsze znajdować kilka kroków od matki. Odpowiedź była tak bardzo prosta, że aż banalna i Stiles pluł sobie w brodę, że nie wpadł na to od razu, po tym, jak o tym pomyślał.

Maria była Innocence Claudii Stilinski.

piątek, 10 listopada 2017

Tylko ciebie chcę - Rozdział 8


Serce pik, pik, pik
dzień za szybą znikł,
w snach odwiedzą was małe anioły.
Serce pik, pik, pik,
Łowca fik, fik, fik
Pora spać, pora spać.

 

 

- Mamo, mamo, mamo! Zobacz! Udało mi się zrobić mój pierwszy amulet ochrony przed akumami. – mały Stiles wyciągnął ręce w stronę matki, trzymając na otwartych dłoniach niewielki drewniany krążek, na którym wyrył kuchennym nożem starożytne symbole, mające zapewnić ochronę temu, kto go nosił i zapobiec skażeniu jego ciała i duszy demoniczną mocą, która z kolei prowadziła do gnicia ciała i zamienienia się go w proch, jednym słowem śmierci. Stiles był z niego bardzo dumny. Zwłaszcza, że był on pierwszym, który stworzył i od razu okazał się dobry. A przynajmniej tak powiedziała Maria, a kto miałby więcej wiedzieć o znakach ochronnych i walce z akumami, niż ona?

- Mamusiu? – zapytał, przyglądając się matce, która stała do niego tyłem, sącząc kawę z kubka. Na dźwięk jego głosu wyraźnie się spięła, garbiąc ramiona i zaciskając uchwyt na kolorowym, pstrokatym kubku, który tak bardzo nie pasował do jej czarnego stroju i ponurego wyrazu twarzy.

- Mama jest zmęczona, kochanie. – zimna, drobna dłoń o mlecznobiałej skórze, miękkiej jak aksamit, wylądowała na jego ramieniu. – Dajmy jej odrobinę odpocząć. Może pójdziemy do twojego pokoju i pokażesz mi jeszcze raz ten skarb? Opowiesz mi dokładnie jak on działa. Może nawet uda nam się wymyślić, jak zamocować go na sznurku, żeby móc go nosić na szyi.

Stiles z szerokim uśmiechem odwrócił się w stronę wysokiej kobiety w czarnej, długiej sukni, zdobionej wiecznie żywymi, czerwonymi różami, które tak pięknie pachniały.

- Tak. Chodźmy, Mario.



Hokus pokus innocence fokus
we śnie staje wśród was
mały anioł, cicho sza
i otwiera przygód smak.

 

 

Stiles zajrzał do kuchni, widząc zapalone światło. Przy stole siedziała mama, nalewając do szklanki jakiś bursztynowy płyn z butelki. Stiles skrzywił się czując nieprzyjemny zapach. Mama była potargana, jej zwykle nienaganny makijaż rozmazany, a pod oczami tworzyły się fioletowo-sine ślady świadczące o tym, że kobieta nie spała najlepiej.

Chłopiec wszedł do kuchni, przyciskając do piersi maskotkę dinozaura. Klapiąc na podłodze bosymi stópkami.

- Mamusiu, nie mogę spać. – przetarł pięścią oczy.

- A co mnie to obchodzi? – kobieta prychnęła, nie odrywając wzroku od szklanki.

- Mamusiu, czy mogłabyś mi poczytać bajkę? Albo chociaż posiedzieć ze mną dopóki nie zasnę?

- Wypierdalaj! Nie widzisz, że jestem zajęta!?

 

Serce pik, pik, pik
dzień za szybą znikł,
w snach odwiedzą was małe anioły.
Serce pik, pik, pik,
Łowca fik, fik, fik
Pora spać, pora spać.

 

 

Stiles siedział skulony na tyłach domu, pochlipując cicho, nie chcąc jeszcze bardziej rozzłościć mamy. I tak już była bardzo zła, że pobrudził nowe spodnie. A przecież nie zrobił tego specjalnie. To nie była jego wina, że potknął się o wystający korzeń i upadł na kamienie, niszcząc ubranie i kalecząc dłonie.

Przetarł brudnymi od ziemi rączkami zapłakane policzki, brudząc je jeszcze bardziej.

- Auć – miauknął boleśnie, gdy słone łzy dostały się na zadrapane wnętrza dłoni, sprawiając, że krwawiące rany zapiekły tylko bardziej. Wiedział, że powinien przemyć je wodą, ale tak bardzo bał się wejść do domu, żeby mama nie zaczęła znowu krzyczeć. Nie lubił, gdy mama się gniewała.

- Co tu robisz, kochanie? – Stiles poderwał głowę spłoszony, bojąc się, że to mama go znalazła, chcąc go znowu złajać. Odetchnął z ulgą, widząc przykucającą przy nim Marię. Kwiaty na jej sukni zaszeleściły, gubiąc kilka zimno niebieskich płatków, pachnących piękniej, niż cokolwiek Stiles znał.

- Ja… - zachlipał, zaciskając dłonie w pięści, ignorując ból i przycisnął je do piersi, nie chcąc by Maria zobaczyła jego pokaleczone ręce.

- Chodź, kochanie. Musimy opatrzyć twoje rączki i zmienić ubranie. – pogłaskała go po włosach, uśmiechając się do niego pełnymi, czerwonymi, ciepłymi ustami, tak innymi od kwiatów na jej sukni.

- Nie jesteś na mnie zła? – zapytał niepewnie.

- A zrobiłeś to specjalnie?

- Nie. Potknąłem się.

- Czyli nie mam powodu, żeby się na ciebie złościć. – pomogła mu się podnieść, trzymając go za nadgarstki.

- Czyli nie będziesz krzyczeć? – upewniał się.

- Nie będę. Ale musisz mi obiecać, że następnym razem będziesz uważniej chodził i patrzył pod nogi.

- Obiecuję, Mario! – Stiles uśmiechnął się do kobiety, odzyskując humor.

 


We śnie nie ma granic,
w wielkim bucie zwiedzaj świat.
Archanioła za rękę złap
Zbieraj gwiazdy z gwiezdnych map.

 

 

- Mario, jak jest w zakonie? Mama nie chcę mi powiedzieć. Czy to jakaś tajemnica? Za każdym razem, gdy ją o to pytam lub proszę, żeby zabrała mnie ze sobą, zaczyna krzyczeć. Kilka razy nawet mnie uderzyła. – potarł bolący policzek. - Czy to coś złego, że pytam? Nie powinienem tego robić? – Stiles siedział na huśtawce, machając od niechcenia nogami. Na jego policzku powoli wykwitał pokaźny siniec po ostatniej rozmowie z mamą. Naprawdę nie rozumiał co takiego złego zrobił. Przecież miał porządek w pokoju, niczego ostatnio nie zniszczył, ani nie spsocił. Naprawdę nie rozumiał dlaczego mama go uderzyła. Może po prostu był złym dzieckiem i należało karać go zawczasu?

- Kochanie, zadawanie pytań nigdy nie jest złe. Uczenie się, poznawanie, jest naturalną rzeczą. Po prostu na poznanie niektórych odpowiedzi jesteś jeszcze troszkę za mały. – Stiles zwiesił smętnie głowę. – Ale obiecuję, że jak będziesz troszkę większy, to wszystkiego się dowiesz.

- Dziękuję, Mario. – uśmiechnął się szeroko do kobiety.



Serce pik, pik, pik
dzień za szybą znikł,
w snach odwiedzą was małe anioły.
Serce pik, pik, pik,
Łowca fik, fik, fik
Pora spać, pora spać.

 

 

- Nie możesz go tak traktować! To nasze dziecko! Nasz syn! Nie możesz obwiniać go za całe zło tego świata!

- To nie jest moje dziecko! To jakiś wybryk natury. On nie jest moim dzieckiem!

- Sama mówiłaś, że sprawdzenie tego, gdy był w fazie płodu było najlepszym rozwiązaniem. Mówiłaś, że gdy się urodzi to może być już za późno, bo mógł tego nie przeżyć.

- I szkoda, że tak nie zrobiłam. Przynajmniej pozbylibyśmy się tego potwora.

- Jak w ogóle możesz tak mówić!? Co z ciebie za matka!?

- Żałuję, że w ogóle go urodziłam, John! Żałuję, że go urodziłam. Jest tylko kulą u nogi.

Stiles siedział skulony na łóżku w swoim pokoju. Przyciskał do piersi swoją ulubioną maskotkę, starając się ze wszystkich sił nie rozpłakać. Obok niego siedziała Maria. Ze smutną miną głaskała go po głowie, nucąc po cichu jakąś melodie.

- Mario, dlaczego mamusia i tatuś się kłócą?

- Dorośli czasem tak mają, kochanie. Spróbuj zasnąć, skarbie, jest już bardzo późno.

- A zostaniesz ze mną i poczekasz aż zasnę? – zapytał z nadzieją. Nie chciał zostać sam. I choć nie chciał się do tego przyznać, bał się krzyków rodziców. Sprawiały, że czuł się nieswojo i było mu bardzo przykro.

- Oczywiście, kochanie. – kobieta uśmiechnęła się do niego czule, na co Stiles odpowiedział uśmiechem.

- Dziękuję, Mario.



A kto zasypia z płaczem
niech żałuje,
bo tyle przygód wciąż traci
we śnie.

 

 

- Mario, dlaczego mama mnie nie kocha?

- Kto ci nagadał takich głupot, kochanie? – kobieta podeszła i przyklękła obok niego, przytulając go do piersi. I choć jej objęcia były zimne jak lód, dla Stilesa były czymś najwspanialszym, co znał. Nikt inny go tak nie przytulał. Nie z taką troską i nieopisaną miłością. Nawet tata, który rzadko bywał w domu i nie najlepiej radził sobie z wyrażeniem uczuć. Mama nigdy go nie przytulała. Ilekroć ją o to poprosił, odsyłała go z krzykiem, nierzadko go przy tym policzkując lub rzucając w niego jakimś przedmiotem.

- Mario, dlaczego to ty nie mogłabyś być moją mamą?



Serce pik, pik, pik
dzień za szybą znikł,
w snach odwiedzą was małe anioły.
Serce pik, pik, pik,
Łowca fik, fik, fik
Pora spać, pora spać.


 

- Mario?

- Tak, kochanie?

- Czy mogłabyś… - Stiles odwrócił twarz zawstydzony, ukrywając ją w puchatej poduszce.

- Co takiego, kochanie? – przysiadła obok niego na łóżku. Z ciepłym uśmiechem poprawiła mu kołdrę. 

- Czy mogłabyś zaśpiewać mi kołysankę. I nie, wcale nie jestem na to za duży. Scott powiedział, że jego mama śpiewa mu przed snem i tak się zastanawiałem, czy ty też mogłabyś mi zaśpiewać?

- Oczywiście, kochanie.
Serce pik, pik, pik
dzień za szybą znikł,
w snach odwiedzą was małe anioły.
Innocence jest już w twym śnie,
czas już spać, pora spać.

Kobieta pochyliła się nad śpiącym chłopcem, składając na jego czole, tuż nad lewym okiem delikatny pocałunek.

- Śpij dobrze, mały łowco, nikt nie wie, co przyniesie jutro.

niedziela, 5 listopada 2017

Po drugiej stronie lustra - Rozdział 1

Początkowo zamierzałam odegrać to trochę inaczej, ale tak chyba będzie zabawniej :)
Przepraszam za ewentualne błędy.
  
Derek ziewnął przeciągle i przetarł dłońmi zaspaną twarz. Odrzucił na bok cienką kołdrę, którą przykrywał się w czasie snu bardziej z powodu nawyku i prywatnego kaprysu odcięcia się w pewien sposób od świata w małym kokonie, niż z potrzeby osłonięcia się przed zimnem, jak to czynili ludzie. Derek nie był człowiekiem. Był wilkołakiem i jego wilcza część utrzymywała temperaturę jego ciała zawsze powyżej ludzkiej normy i nie spadała nawet podczas snu, gdy jego organizm odpoczywał i się regenerował.

Usiadł na łóżku i wyciągnął w górę ręce, zaplatając je wysoko nad głową, a następnie kolejno zgiął, chwytając za przeciwległy bark, aż nie poczuł lekkiego strzyknięcia. Poruszył barkami rozluźniając zastałe podczas snu mięśnie i wstał z cichym westchnieniem z łóżka. Poranki nigdy nie należały do łatwych. I choć nie był śpiochem, nie oznaczało to wcale, że czasami nie lubił pospać odrobinę dłużej. Pozycja alfy jednak do czegoś zobowiązywała. To on wstawał jako pierwszy i jako ostatni kładł się spać, upewniając się uprzednio, że jego bety znajdują się bezpiecznie w swoich łóżkach, śpiąc smacznie lub przynajmniej odpoczywając. Nie miało znaczenia, że wszyscy byli nastolatkami, pełnymi problemów, nabuzowanymi hormonami i zbuntowanymi. Jego obowiązkiem jako alfy i w ogóle jako starszego było zadbanie o ich bezpieczeństwo. Nawet jeśli to znaczyło, że musiał siłą za fraki i z gaciami wokół kostek wyciągać kogoś z cudzej sypialni o przyzwoitej godzinie. Swoją drogą Scott nadal był o to na niego obrażony. Ale zasady obowiązywały wszystkich bez wyjątku. Każdorazowe nocowanie poza domem watahy musiało być odmeldowywane. Nawet to, gdy bety zdecydowały się spędzić weekend w rodzinnych domach.

Przetarł ponownie twarz i podniósł się z łóżka. W drodze do łazienki zatrzymał się na chwilę przy szufladzie z bielizną, skąd wyciągnął świeże bokserki. Otworzył drzwi, które skrzypnęły lekko zawiasami, dając mu znać, że powinien zdecydowanie prędzej niż później zając się sprawdzeniem i naoliwieniem zawiasów w całej rezydencji. Ten dźwięk zdecydowanie nie należał do przyjemnych, zwłaszcza dla jego wrażliwego ucha i jeśli to w ogóle możliwe wolał nie usłyszeć go już więcej.
Ziewnął ponownie w dłoń, drugą, trzymającą bokserki, starając się wymacać na ścianie włącznik światła. Żarówka zabłysła, a on stanął nieruchomo, nie potrafiąc zrozumieć co się stało.

Jego łazienka zniknęła, zastąpiona przez jakiś dziwny, bogato zdobiony hol z czerwonym dywanem, po którym kręciły się potwory nie z tego świata. Derek dałby sobie rękę uciąć, że na przemoczonych fotelach w kącie siedziały dwie syreny, popijając z porcelanowych filiżanek wodę, z której co rusz wyskakiwały małe, złote rybki. Nie zabrakło też wróżek z zębatymi uśmiechami, rozsiewających wszędzie błyszczący pyłek, za którymi kroczyły koślawym krokiem zombie ze zmiotką i szufelką, sprzątając ten błyszczący bałagan, czarownic z zielonymi twarzami i haczykowatymi nosami i nieodłącznymi miotłami, mumii, czy innych potworów, które Derek kojarzył tylko z filmów, bajek, czy legend.

- Co tu się kurwa dzieje!? – Derek wzdrygnął się i spojrzał w bok. Obok niego stał Stiles. Chłopak z przerażeniem rozglądał się dookoła i spoglądał na siebie.

Derek dopiero wtedy zauważył, że nastolatek ubrany był w długą, kwiecistą sukienkę, spod której wystawał wielgachny, ciążowy brzuch. Sam Derek z niewyjaśniony sposób nagle miał na sobie jeansy i białą koszule z krawatem. I żeby tego było mało, koło jego nóg kręciło się kilka szczeniaczków, gryząc i obśliniając jego skórzane buty.

- Co tu się… - piskliwy głos Stilesa zamarł, a chłopak z rozdziawionymi ustami zapatrzył się w coś przed nimi. Derek podążył za nim spojrzeniem i z pewnością zrobił równie niemądrą minę, co Stilinski.

W ich stronę szedł Deaton. Ale nie taki, jakiego go znali. Weterynarz miał na sobie czarną koszule z wysokim kołnierzem, a z każdym kolejnym krokiem, jego peleryna poruszała się, jak targana na wietrze, choć znajdowali się w zamkniętym pomieszczeniu, a Derek nie wyczuwał nawet najmniejszego ruchu powietrza. Twarz Deatona była odrobinę bledsza niż zwykle, nabierając lekko szarego odcienia, a gdy mężczyzna się uśmiechnął, widoczne były jego długie, szpiczaste kły, jak u wampira.

- Deaton? – zapytał niepewnie Derek, nie bardzo rozumiejąc co się wokół niego dzieje, ani to, jak się tu znalazł.

- Deaton, och dzięki. Możesz nam powiedzieć co tu się dzieje i jak my się tu znaleźliśmy? Chwilę temu szedłem do kuchni, przygotować ojcu kanapki i sałatkę do pracy, a później zgasło światło i znalazłem, a raczej znaleźliśmy – spojrzał na Dereka - się tutaj. I nie wiedzieć czemu mam na sobie te babskie ciuchu i najwidoczniej jestem w ciąży, co jest szalenie dziwne i niekomfortowe, bo coś mi nieprzyjemnie naciska na pęcherz i porusza w moim brzuchu, przez co mam wrażenie, że znajduję się w filmie Obcy i zaraz mały kosmita rozerwie mi brzuch, wydostając się na świat.

Deaton parsknął śmiechem, wprawiając tym Dereka w konsternacje. Coś tu się nie zgadzało i to bardzo. Miał nadzieje, że to tylko sen i zaraz się obudzą.

- Och, Stiles, jak zawsze trzymają się ciebie żarty. Ale proszę, proszę, co ja widzę? Spodziewacie się kolejnego dziecka? Brawo Derek. – weterynarz potrząsnął dłonią Dereka, na co ten starał się nie skrzywić. Ręka Dentona była nieprzyjemnie chłodna, żeby nie powiedzieć zimna jak lód.

- Które to już szczenie 322, 323? - Derek wytrzeszczył oczy, a obok niego Stiles jęknął z przerażeniem. – Tak w ogóle o miło was widzieć. Cieszę się, że przyjęliście moje zaproszenie. A zatem, witam was w Hotelu Transylwania!

niedziela, 15 października 2017

Ślad na szkle

 

Stiles stoi przy oknie, wpatrując się w padający deszcz. Przyciska dłoń do szyby, goniąc opuszkami palców spływające krople. Tak bardzo przypominają mu one jego własne łzy. Łzy, których nie ma już sił ronić. Które wypłakał wraz ze swoim bólem i innymi uczuciami do Dereka. Które pozostawiły go pustym i pozbawionym wszelkich uczuć. Stał się skorupą. Zaledwie cieniem dawnego siebie.

 Bo Derek go zostawił.

Opuścił go.

Porzucił, jak niechcianą, zużytą zabawkę. Wyjechał bez słowa, mimo że wcześniej zapewniał, że Stiles jest dla niego tym najważniejszym. Tym jedynym.
- Same kłamstwa - zwija palce w pięść, dociskając ją do chłodnej, szklanej powierzchni. - To wszystko były tylko kłamstwa. Całe moje życie to pieprzone kłamstwa.

Kłamała matka, mówiąc że zawsze będzie przy nim i zostawiając go samego z ojcem alkoholikiem, który winił go za śmierć ukochanej żony i przeklinał każdego dnia, pokazując jak bardzo go nienawidzi. Kłamał Scott, jego brat, najlepszy przyjaciel, który odepchnął go, gdy tylko Allison dała mu szanse. A teraz także okłamał go Derek. Osoba, która obiecała go kochać, której oddał całego siebie. Serce, ciało i duszę.
- To było kłamstwo. To wszystko było tylko kłamstwem - osuwa się na kolana, pozostawiając za sobą ślady palców na zaparowanej szybie.

Nie przejął się tym. To nie ma znaczenia. Ślad zniknie. Podobnie jak on.

Nikt za nim nie zatęskni. Nikt go nie wspomni. Będzie jak ten ślad na szkle. Widoczny tylko przez chwilę. I nawet jeśli smuga od razu nie zniknie, to zostanie zmyta wraz z kolejnym deszczem.

poniedziałek, 9 października 2017

Tylko ciebię chcę - Rozdział 7

Witajcie kochani! Trochę to trwało, ale mam dla was kolejny rozdział. Nie wiem, czy odpowie na kilka waszych pytań, ale na pewno zrodzi wiele nowych. Dobrej nocy i miłego czytania!

Wrzask Stilesa rozniósł się po niewielkiej sali, raniąc wrażliwe uszy wilkołaków. Derek skrzywił się i przycisnął dłonie do uszu, mając nadzieje choć minimalnie uchronić się przed bólem. Kątem oka dostrzegł jak jego bety robią to samo. Isaac i Erica nawet się skulili, piszcząc żałośnie niczym dwa szczeniaki.

- Stiles! Synu! - słowa Johna próbowały się przedrzeć przez krzyki chłopaka. Na próżno. Stiles zdawał się w ogóle nie słyszeć ojca. Nie reagował nawet na dotyk i potrząsanie. Przyciskał zabandażowane dłonie do twarzy na wysokości oczu, poruszając nimi i drapiąc skórę, jakby za wszelką cenę próbował się pod nią dostać.

- Stiles, przestań! - Scott dopadł do przyjaciela, przygniatając go do łóżka swoim ciężarem. Wraz z szeryfem odciągnęli dłonie Stilesa z daleka od jego twarzy.

- O Boże. - sapnął John i zakrył usta dłonią.

Derek stał z uchylonymi ustami, nie mogąc się ruszyć. Jego wilk, który dotychczas wył i szarpał pazurami jego wnętrze w rozpaczy, pragnąc dostać się do cierpiącego partnera, zamarł i zaskomlał boleśnie.

Bandaże na dłoniach Stilesa umazane były szkarłatnymi smugami krwi. Nawet pomimo tak grubego opatrunku udało mu się głęboko zdrapać skórę, o czym świadczyły liczne zadrapania wokół oczu. Nie to jednak napawało przerażeniem. Stiles patrzył przed siebie szeroko otwartymi, niewidzącymi oczami. Oczami, które z każdą kolejną sekundą zmieniały kolor, a konkretnie jedno z nich.

Tęczówka lewego oka chłopaka nabiegła krwią i może Derek pomyślałby, że to wina urazu, gdyby nie to, że wraz ze zmianą koloru oka, pojawiła się na nim również podłużna blizna o fioletowym zabarwieniu. Blizna biegnąca od kości policzkowej Stilesa, przez upiorne oko, aż nad łuk brwiowy, gdzie kończyła się czymś, co z wyglądu przypominało pięcioramienną gwiazdę.

Wrzask Stilesa zamarł niczym ucięty nożem, a gałki oczne uciekły mu w głąb czaszki. Nie trudno było zgadnąć, że chłopak stracił przytomność. Po raz kolejny tego dnia.

Derek miał ochotę zawyć z bezradności. Na jego terytorium działy się rzeczy, których nie mógł powstrzymać. Nie wiedział z czym ma do czynienia. A fakt, że to jego bratnia dusza, jego partner cierpi przez to najbardziej, zżerała jego wilka od środka. I choć Derek nie zamierzał się do tego nikomu przyznać, bolało go to, co widział. I może nie planował nigdy związać się ze Stilesem, ale patrzenie na niego w takim stanie i nie móc mu pomóc, było ponad jego siły. Czuł się taki bezużyteczny. Wiedział, że zawiódł jako partner i jako członek sojuszu. A zwłaszcza jako alfa. Zacisnął dłonie w pięści, powstrzymując dziwną chęć wyciągnięcia ręki i dotknięcia Stilesa, sprawdzenia, czy z nim wszystko dobrze. Ukojenia swojego wilka dotykiem i zapachem partnera. Teraz, gdy Stiles odleciał, było mu dużo łatwiej walczyć z samym sobą. Brak krzyków, wrzasków agonii chłopaka bardzo w tym pomógł. Wilk Dereka powoli się uspokajał, umożliwiając mu zapędzenie go z powrotem za jego bariery kontroli, gdzie Derek miał pewność, że nigdy się nie wydostanie i wbrew niemu nie oznaczy nastolatka, który był dla niego tak naprawdę nikim.

- Hm... Bardzo ciekawe - mruknął Deaton, pochylając się nad Stilesem. Mężczyzna wyciągnął dłoń i musnął palcem kontury dziwnej blizny nad okiem. Już sam ten gest nadszarpnął kontrolę, jaką Derek miał nad swoim wilkiem. Bestii nie podobało się, że ktoś z zewnątrz dotykał jej partnera, zwłaszcza gdy ten był ranny i nie mógł się sam bronić.

- Widziałem już coś takiego.

- Gdzie? - Scott wpatrywał się w weterynarza, jakby ten zaraz miał mu wyjawić największe
tajemnice wszechświata.

- Czytałem o tym w starych księgach naszego zakonu. To zdarzyło się już wcześniej. Tylko okoliczności były zupełnie inne.

- Do rzeczy! - warknął Derek. Nie miał cierpliwości na mędrcze gatki Deatona. Potrzebował odpowiedzi, by móc zacząć działać. Teraz. Zaraz.

- To moi drodzy jest piętno akumy.

wtorek, 26 września 2017

Nuda

Ostatnio było coś smutnego, to teraz cos śmiesznego. Miłego dnia :*

Peter siedzi na swoim ulubionym fotelu, z nudy kartkując stare tomisko w nadziei, że znajdzie coś ciekawego. Odkąd Stiles i Derek się zeszli, jego życie stało się nudne jak flaki z olejem. Tak to przynajmniej mógł popatrzeć jak skaczą sobie do oczu i wbić któremuś szpile, tak dla czystej przyjemności denerwowania. Od miesiąca jednak panuje straszny spokój. Nie ma żadnego niebezpieczeństwa, a Stiles i Derek są tak słodcy i tęczowi, że aż chce mu się rzygać.

- Nie możesz już tego znieść, co? - pyta Lydia, przysiadając na podłokietniku kanapy obok. - Aż cię świerzbi, by coś zrobić.

- Nie będę zaprzeczał. Ten spokój jest niezwykle irytujący - odpowiada, nie odrywając nawet oczu od
pożółkłych stronic.

- Stiles!!! - z góry dobiega rozwścieczony ryk Dereka, a chwile później szybki tupot stóp Stilesa na schodach i ciężkie kroki jego siostrzeńca.

Peter podrywa głowę, nie mogąc ukryć podekscytowania.
 
Coś się dzieje. Wreszcie coś się dzieje. - było jedynym, o czym mógł myśleć.

Nastolatek zbiega na dół, rozglądając się panicznie na boki, szukając schronienia. Dostrzegając ich, daje nura za fotel.

Peter przewraca oczami na tą dziecinadę.

- Stiles - Derek warczy przez zęby, błyskając czerwonymi oczami w stronę kryjówki Stilinskiego. Z tym, że coś w jego wyglądzie jest nie tak...

Peter wytrzeszcza oczy zaskoczony, po czym szybko zasłonia się książką, by Derek nie mógł zobaczyć jego wyrazu twarzy.

- Derek, ale ja naprawdę nie chciałem. Nie planowałem tego. To miało być tylko odrobinę. Przysięgam. Naprawdę tego nie planowałem, to nie tak miało wyglądać - głos Stilesa jest wysoki, a w powietrzu unosił się smród strachu i poczucia winy. Dzieciak mówi prawdę.

- A nie wpadło ci do głowy, żeby najpierw zapytać mnie o zdanie?

- Nie-e? Przepraszam Derek. - więcej poczucia winy.

- Jeszcze o tym porozmawiamy. A wy do cholery przestańcie się śmiać. To wcale nie jest śmieszne. Ciekawe, jak wy byście się czuli, gdyby to wam zgolono brwi.

niedziela, 24 września 2017

Śmierć w twoich oczach

Jak zwykle dziękuję bardzo Agnes V za przypomnienie :* Niestety nie obiecuję poprawy, ale będę się starać.

Ukryci za drzewem Stiles wraz ze Scottem patrzyli przerażeni, jak łowczyni mierzy w stronę Dereka z pistoletu i Stilinski miał dziwne przeczucie, że w magazynku znajduje się coś dużo gorszego, niż standardowe naboje, które można było kupić w każdym sklepie z bronią.

Nie miał zatem wyboru.

Zebrał w sobie każdą odrobinę magii, jaką posiadał. Wiedział, że iskry starczy mu wyłącznie na jeden skok. Ale to wystarczy, bo broń kobiety była siedmiostrzałowa, a o jeśli dobrze liczył, wcześniej oddała już sześć strzałów. Zatem pozostałą jej tylko jedna kula. I łowczyni musiała być tego doskonale świadoma, bo nie zamierzała się z Derekiem bawić, tylko wykończyć go na miejscu.
Widział jak kobieta naciska spust i uwolnił iskrę, ruszając do przodu.

***

Derek zacisnął mocno powieki, słysząc wystrzał. Nie poczuł jednak bólu.

Dookoła rozległ się bolesny krzyk Scotta, który przeszedł w ryk gniewu.

Derek uchylił powieki, czując zapach krwi kobiety i kogoś jeszcze, kto nie był wilkołakiem.

Pierwszym, co napotkały jego oczy, były zasnute mgiełką bólu orzechowe ślepia i wykrzywiona boleśnie, blada twarz usiana pieprzykami.

- Stiles - wyszeptał, czując jak jego kości pokrywają się szronem przerażenia. Odruchowo złapał nastolatka, gdy ten się zachwiał.

Spomiędzy pełnych warg spłynęła strużka krwi, a szczupłym ciałem wstrząsnął dreszcz.

- Derek - nastolatek zachłysnął się własną krwią, wymawiając jego imię.

- Cicho. Nic nie mów. Oszczędzaj siły. Zabiorę cię do szpitala. - bez trudu podniósł wątłe ciało Stilinskiego i ruszył biegiem w stronę miasta.

- Derek...

- Stiles, proszę. Choć ten jeden raz mnie posłuchaj.

- Derek, kocham cię - wyszeptał chłopak, spoglądając na niego nieobecnymi, pozbawionymi życia oczami. Oczami, które zwykły być tak piękne i błyszczące od wylewających się z nastolatka emocji.

Zapadła cisza.

Serce Stilesa stanęło.

- Nie. - Derek jęknął boleśnie, padając na kolana. - Nie! - jego krzyk rozpaczy spłoszył leśne ptactwo, które poderwało się do lotu. - Nie, nie, nie! Nie umieraj Stiles, nie wolno ci. Nie pozwalam. Słyszysz!? Nie masz prawa umrzeć! - zaszlochał, chowając twarz w nieruchomej piersi nastolatka. - Nie pozwolę ci mnie opuścić. - z nowo odkrytą determinacją i rozpaczą, zatopił zęby w delikatnej skórze na piersi szatyna, na wysokości jego serca. Serca, które jak Stiles zwykł powtarzać, biło tylko dla Dereka. I Hale nie zamierzał pozwolić mu nigdy więcej się zatrzymać. Nawet jeśli nastolatek miał go za to znienawidzić na resztę swoich dni, on miał zamiar upewnić się, że już nigdy więcej nie ujrzy śmierci w oczach Stilesa. Bo te cudowne oczy były wyznacznikiem duszy chłopaka, która była jedynym jasnym punktem w pozbawionym światła życiu Dereka.

niedziela, 27 sierpnia 2017

Tylko ciebie chcę - Rozdział 6


Czarny Zakon? Egzorcysta?

Nie wiedzieć czemu czuł, że te dwie nazwy są bardzo znajome. I obce zarazem. Wiedział, był pewny, że gdzie już je słyszał. Nie pamiętał tylko gdzie dokładnie. Ani kiedy.

Nazwy brzęczały w jego głowie, odbijając się echem po najdalszych zakamarkach jego umysłu.

- Czym jest Czarny Zakon? – zapytał Derek. Cała jego postawa krzyczała napięciem i chęcią walki. Jak zwykle, gdy słyszał o nowym, potencjalnym zagrożeniu.

Stiles przewrócił oczami, zduszając cisnące mu się na usta prychnięcie i kpiące komentarze o smyczy i kagańcu. Coś czuł, że psie żarty nie byłyby danym momencie zbyt dobrze widziane.

- To nie najlepszy czas i miejsce na rozmowę na takie tematy – powiedział Deaton, ignorując warknięcie i błysk czerwieni w oczach Dereka. Weterynarz spokojnie schował broń do kabury, ukrytej pod połami płaszcza.

Stilesowi nie umknął fakt, że kabura była wykonana z czarnej skóry bez zdobień. Nie pasowała do ozdobnego rewolweru. Nie stanowiły kompletu.

- Jak tak o tym wspomniałeś, zdaje mi się, że gdzieś o tym już słyszałem. Tylko nie pamiętam gdzie – powiedział szeryf, zaskakując go tym samym. – Nie mogę sobie przypomnieć.

- Ja też to mam. – przytaknął. – Jestem pewny, że te nazwy dźwięczą znajomo w mojej głowie. Na pewno gdzieś je wcześniej słyszałem. Nie pamiętam tylko kiedy i w jakich okolicznościach. - spróbował podrapać się po głowie. Bandaże bardzo to utrudniały.

Spojrzał z irytacją na opatrzone dłonie. Był beznadziejny. Nie mógł się nawet zwyczajnie, tak po ludzku podrapać. Po psiemu też zresztą nie. A wszystko przez te dwa wielkie bochny, które powinny być jego rękami. Jakoś nie sądził, że proszenie ojca o ulżenie w cierpieniu i podrapanie po karku zostałoby zbyt dobrze przyjęte. Nie chciał sobie nawet wyobrazić min Deatona i członków watahy, gdyby choćby o tym wspomniał na głos. O Dereku nie chciał nawet myśleć.

- To dziwne  - mruknął niewyraźnie Deaton. Jego spojrzenie było nieobecne, gdy przyglądał się obu Stilinskim. Pomiędzy brwiami mężczyzny pojawiła się niewielka zmarszczka, będąca jedynym dowodem na to, że weterynarz nad czymś intensywnie myślał.

- Co jest takie dziwne? – zapytał Scott.

- Fakt, że obaj mają amnezje w tym samym obszarze. Zdają się nie pamiętać rzeczy związanych z przeszłością Claudii. Rozumiałbym Stilesa. Był wtedy zaledwie kilkuletnim dzieckiem. Mógł nie wiedzieć o profesji matki. Zwłaszcza, że ta do bezpiecznych nie należała. Podobnie zresztą jak bycie łowcą, co nie bardzo mi pasuje do całości. Ale omijając Stilesa, jest jeszcze John. A nie ma opcji, że o tym nie wiedział.

- To trochę tak jakby ktoś wymazał im pamięć, nie? Jak w tych filmach sciene fiction. Umieszczają cię na fotelu, przypinają pasami, a na koniec podłączają kablami do wielkiego komputera i ciach! Kasują wybrane wspomnienie.

Scott jako jedyny wydawał się podekscytowany wizją tego, że ktoś gmerał w głowach ich obu.

- No co? To możliwe, nie?– zapytał zaskoczony McCall, gdy wszyscy spojrzeli na niego w milczeniu. Nawet Stiles, któremu niespecjalnie podobała się myśl, że ktoś mieszał w jego umyśle bez jego wiedzy i zgody.

- Nie sądzę żeby ktoś podłączył ich do komputera – powiedział Alan. – Jednakże nie wykluczam możliwości, że ktoś umyślnie wymazał im niektóre wspomnienia. Pewne osoby mogły nie życzyć sobie, żebyście pamiętali rzeczy związane z działalnością Zakonu.

- Akumy? – spytała Reyes.

- Inni członkowie Zakonu? – spróbował Boyd w tym samym czasie.

- Nie sądzę. To nie w ich stylu.

- To zostają już tylko kosmici – palnął Stiles.

- Przestań pierdzielić głupoty. Mamy lepsze rzeczy do robienia niż siedzenie tu z tobą i słuchanie tych bzdur – warknął Derek.

Stiles spuścił głowę. Czuł żal i smutek. Było mu przykro z powodu słów alfy. Niby widział, że po Dereku nie mógł spodziewać się czego innego, ale gdzieś tam głęboko miał nadzieje, że Hale choć trochę, tak minimalnie po ludzku przejmie się jego stanem. Że zapyta jak się czuje i czy czegoś mu nie trzeba. Zapewni, że wszystko będzie ok, bo złapią odpowiedzialnego, zabiją i zakopią sześć stóp pod ziemią. Jakie to było głupie z jego strony. Derek już wcześniej wyjątkowo dobitnie i jasno wyraził się o tym, co o nim myśli. Jeden drobny wypadek niczego nie zmienił.

- Uspokój się Hale. Jeśli masz zamiar warczeć i być dupkiem, równie dobrze możesz to zrobić na zewnątrz – powiedział John i Stiles miał ochotę uściskać za to ojca.

Derek burknął coś jeszcze pod nosem, co brzmiało jak „głupi łowcy” i umilkł.

- To kto próbował namieszać w głowie mojemu najlepszemu przyjacielowi?

Stiles poczuł ciepło na słowa Scotta. Ten wypadek musiał na niego poważnie wpłynąć, skoro był rozchwiany emocjonalnie niczym baba w ciąży. A może to miało związek z tym, że mowa była o jego mamie. Nigdy zbyt dobrze nie znosił rozmów na jej temat. Ojciec zresztą też nie. Prawdopodobnie dlatego tak rzadko o niej wspominali.

- Mam pewne podejrzenia. – głos Deatona brzmiał dziwnie. Cicho i nieobecnie. Sam weterynarz zresztą zachowywał się w nietypowy sposób. Wpatrywał się w nich, jakby zamienili się w jedną, wielką zagadkę, którą trzeba było zbadać. Najlepiej poprzez obserwację i rozebranie na czynniki pierwsze. Stilesowi nie bardzo podobał pomysł z rozbieraniem go. Zwłaszcza w momencie, gdy nie miał na sobie gaci.

- Jakie? – spytał McCall, nie przestając wpatrywać się w Alana, jakby ten znał wszystkie tajemnice świata i miał się nimi zaraz podzielić.

- Podejrzewam, że było w to zamieszane Innocence Claudii.

- Inno… Co takiego? – Derek się skrzywił i pokręcił głową, nie mogąc powtórzyć obcego słowa.

- Innocence. – podsunął spokojnie Deaton.

Stiles potarł skronie, czując nasilający się ból głowy. Wcześniej nie był tak silny, ani intensywny. Niewielkie kłucie i pulsowanie zmieniło się w miażdżący czaszkę łomot i nacisk.

- Innocence – wyszeptał w zamyśleniu, jakby to miało mu pomóc przypomnieć sobie, gdzie wcześniej słyszał to dziwaczne słowo.

Światło wybuchło pod jego powiekami. Ból ścisnął jego pierś, przesuwając się, torując sobie drogę do ściśniętego gardła i zagryzionych do krwi ust. Wydostał się w formie ostrego, rozdzierającego trzewia krzyku. Wrzeszczał, trzymając się za głowę. Zasłaniał dłońmi łzawiące z bólu oczy w nadziei, że to przyniesie mu choć odrobinę  ulgi i odgrodzi go od tego palącego blasku. Nie słyszał niczego. Nie czuł nic poza piekącym, nieopisanym bólem. Nie widział niczego poza tym oślepiającym światłem, które nie znikało nawet po zaciśnięciu powiek. Jego oczy paliły. Piekły jakby ktoś wsadził w nie rozżarzone pręty i próbował wydłubać je tępą, zardzewiałą łyżką jednocześnie. A później przyszła ciemność. I powitał ją z otwartymi ramionami.

Po raz kolejny tej nocy stracił przytomność.

______________________________________________________________

Urlop zakończony z rozmachem :) Mam nadzieję, że tekst wam się podobał i przepraszam za ewentualne błędy. Nadal poszukuję bety. Jeśli ktoś jest chętny, proszę o zostawienie kontaktu lub innej notki, gdzie można daną osobę złapać. Dziękuję!

czwartek, 24 sierpnia 2017

Po drugiej stronie lustra - Prolog

PROMPT
NoemiHarpia: "Znowu coś atakuję mieszkańców Beacon Hills. Jakieś stworzenie które przechodzi przez lustra i zmienia rzeczywistość. Komuś stawia dom do góry nogami, albo jakiegoś poważnego, statecznego pana w średnim wieku w wielkiego imprezowicza.
wataha próbuję dorwać dowcipnisia i kończy się to tym, że Derek staję się człowiekiem, a Stiles wilkołakiem.(...)"




Samotna postać przechadzała się po lesie, kopiąc od niechcenia kamienie i patyki, które miały nieszczęście znaleźć się na jej drodze. Nucąc coś bez słów i rytmu starała się zabić nudę i panującą dookoła ciszę. Czuła smutek. Złość i rozżalenie. A wszystko za sprawą monotonii i jałowości, które wkradły się ostatnimi czasy do jej życia.

- Nuda, nuda, nuda. – postać mruknęła pod nosem do samej siebie i oparła się o pień drzewa. – Ale nuda. – uderzała rytmicznie głową o pień drzewa, starając się coś wymyślić.

Od ostatniego razu nie działo się nic godnego uwagi. Nawet ociupiny. A ile tu już minęło? Trzy miesiące? Cztery?

Zbyt wiele jak na jej gust.

- Co za cholerny dupek! – do uszu stworzenia dotarły czyjeś krzyki, po których nadeszło trzaśnięcie drzwiami samochodu. – Co za dupek. I po co ja się w to wszystko pakowałem? No po co? Trzeba było siedzieć w domu i się nie wyrywać. Ale nie! Jak zwykle musiałem wpakować się w największe bagno. A przecież nawet nie należę do watahy. Oczywiście, że nie! W końcu ten alfi kutas nie pomyśli nawet o przyjęciu człowieka do watahy. Bo niby po co, nie? Lepiej być dupkiem i mieć to gdzieś. Nieważne ile dla nich zrobiłem. Nadal nie jestem dostatecznie dobry, bo jestem człowiekiem. Głupi, nadęty…

Ukryta za drzewem postać uśmiechnęła się szeroko, słuchając narzekania nastolatka. Z każdym kolejnym słowem i kwiecistym epitetem jej uśmiech stawał się coraz szerszy i bardziej drapieżny.

- No. – stworzenie zaklaskało i potarło o siebie dłonie. – Wreszcie szykuje się jakaś zabawa.

środa, 23 sierpnia 2017

"Powiem ci w słowach kilku, co myślę o tym wilku"

Idę jak burza. Najpierw skończyłam Liska, ruszyłam dalej z Serią niefortunnych zdarzeń, a teraz czas wrzucić coś tutaj.
Takie maleństwo na miły początek dnia. Buziaki :***  Tytuł pochodzi w wiersza Jana Brzechwy "Wilk".


Stiles wpadł do domu jak burza, zatrzaskując za sobą drzwi z hukiem. Nie przejmował się faktem, że krok za nim szedł Scott, który zapewne wyłącznie dzięki wilkołaczym zdolnościom, uniknął permanentnego zniekształcenia nosa.

- Stary, co z tobą? - zapytał McCall, wchodząc bez zaproszenia. Jak zwykle nie rozumiejąc aluzji, że chciał zostać sam.

- Co ze mną? Co ze mną!? Lepiej zapytaj co z nim! Zresztą sam słyszałeś! Nie idę, bo jestem zwykłym człowiekiem, a oni są przecież zbyt słabi, by mierzyć się z tak wielkim niebezpieczeństwem. Tylko ciekawe, że właśnie dzięki temu słabemu człowiekowi wiecie teraz, jak poradzić sobie z szalejącym w Beacon sukubem.

- Daj już spokój. Derek zwyczajnie się o ciebie martwi. To taki jego sposób na okazywanie troski. Wiesz przecież jaki jest.

- Jaki jest? Już ja ci powiem jaki jest. Derek to największy prymityw jakiego w życiu widziałem, ustępuje miejsca jedynie Jacksonowi, a to naprawdę ogromne osiągnięcie. Jest arogancki, chamski, agresywny i niecierpliwy. Ma zatwardzenie emocjonalne, a jego wyrzuty sumienia i kolosalne pokłady agresji byłyby wstanie zalać połowę kontynentu. W dodatku używa jakiegoś nieznanego dialektu i serii znaków, które są wstanie zrozumieć jedynie inni posiadacze nieokiełznanych brwi. Jest wkurwiającym, tępym osobnikiem, który nawet po latach znajomości i ciągłego powtarzania, nie jest wstanie zrozumieć, że do cudzego domu wchodzi się kulturalnie drzwiami, a nie włamuje oknem. Jest wredny, opryskliwy i nigdy nie słucha dobrych rad, ładując się bez planu w każde zagrożenie i lecąc na łeb, na szyję zawsze w sam środek walki.

- Przyznaj w końcu, że zwyczajnie go kochasz i się o niego martwisz.

- A żebyś wiedział. I to jak jasna cholera.

poniedziałek, 31 lipca 2017

Nić Ariadny

Zgubił się.

Było pierwszą myślą Dereka, gdy się rozejrzał.

Zewsząd otaczały go wilgotne, ciemne, granitowe ściany. Woda sięgała mu powyżej kostki, a dookoła unosił się ostry zapach pleśni i stęchlizny, kłując go w nozdrza i uniemożliwiając znalezienie wyjścia.

Nie miał pojęcia gdzie jest, ani jak się tu znalazł. Nie wiedział, czy znajdował się w podziemiach, wydrążonym skalnym tunelu, czy samym piekle. Wiedział tylko tyle, że błądził po tym labiryncie Bóg jeden wie ile czasu i nie potrafił się stąd wydostać.

Czuł, że opada z sił. Już niebawem nie będzie wstanie iść dalej.

A musiał.

Jego wataha go potrzebowała. Nie mógł pozostawić ich bez opieki.

Scott co prawda nie najgorzej sprawdzał się w roli zastępcy, ale nie dałby sobie rady na dłuższą metę. Był stanowczo zbyt niedojrzały, ciapowaty i za słaby, by poradzić sobie z tym w pojedynkę. Chyba, że z pomocą przyszedłby mu Stiles.

Stiles.

Młody gówniarz, irytujący dzieciak, doprowadzający go do szaleństwa na każdym kroku. Sprawiający, że kiedyś miał ochotę warczeć, ilekroć dzieciak otworzył usta.

Nastolatek, który wdarł się siłą w jego życie, wbijając się w nie pazurami twardszymi niż stal, zakorzeniając się w nim i jego sercu bez jego własnej wiedzy.

Nawet nie zauważył kiedy tak radykalnie zmienił swoje podejście do Stilinskiego, kiedy gniew i nienawiść do świata zmieniły się w radość i chęć do bycia lepszym ilekroć Stiles znajdował się w pobliżu.

Westchnął przeciągle, opierając się nagimi plecami o wilgotny kamień.

Czuł się wykończony.

Tracił nadzieje, że kiedykolwiek uda mu się stąd wydostać.

Teraz, gdy wreszcie zaczął się sam przed sobą przyznawać, że to, co czuje do Stilinskiego to coś więcej niż ciekawość i puste zauroczenie, stracił szanse na podzielenie się tą wiedzą ze Stilesem. Miał mu już nigdy nie powiedzieć, jak bardzo lubił patrzeć na jego uśmiech, jak uwielbiał ukradkiem wdychać woń jego skóry i jak wielką przyjemność sprawiały mu ich sprzeczki i przekomarzania. To dzięki niemu ponownie czuł się, jakby miał dom i rodzinę.

Zjechał plecami po ścianie na podłogę, nie przejmując się lodowato zimną wodą moczącą mu spodnie. Skulił się, obejmując ramionami kolana i schował w nich twarz.

Stracił już nadzieje.

Jedynie, co mu pozostało, to czekać na swój koniec.

Nie żałował swojego życia. Zrobił wszystko, by odnaleźć i wymierzyć sprawiedliwość mordercom rodziny. Starał się być jak najlepszym alfą, a nawet jeśli z początku to była tragedia, to teraz mógł śmiało przyznać, że nie wymarzyłby sobie wspanialszej watahy. Był z nich wszystkich dumny, niczym ojciec, uczący swoje pociechy stawiać pierwsze samodzielne kroki i po latach podziwiający jak te wygrywają zawody w biegach przełajowych.

Tak, był dla nich jak ojciec.

Ale każda dobrze prosperująca rodzina potrzebuje dwojga rodziców.

A tym drugim rodzicem był właśnie Stiles.

Któremu nigdy nie powiedział, jak ważny się stał w jego życiu.

- Stiles. - wyszeptał imię szatyna z trudem wydobywając z siebie słowa przez ściśnięte gardło.

Już samo wypowiedzenie imienia Stilinskiego dodało mu otuchy i wywołało uśmiech na jego twarzy.

Wtedy poczuł coś dziwnego.

Coś jak szarpnięcie w okolicach klatki piersiowej.

Spojrzał w dół na swoją pierś i zmarszczył brwi, gdy zobaczył obwiązaną wokół niej nić. Wziął ją w dłoń i pociągnął.

Była luźna, jakby na jej końcu nic się nie znajdowało.

- Super. Umrę tu obwiązany sznurkiem niczym baleron na wędzarni, Stiles umarłby ze śmiechu.

Jak na rozkaz, nić się napięła, a on ponownie poczuł szarpnięcie.

- Co jest? - zapytał sam siebie.

Wtedy wpadła mu do głowy pewna szalona myśl, do której nie przyznałby się nikomu nawet pod groźbą śmierci.

- Stiles? - zaryzykował. W końcu i tak w razie czego nikt go nie słyszy.

Nić zawibrowała i pociągnęła. A on poczuł coś, czego nie potrafił do końca zrozumieć. Jakby cień uczuć, które nie należały do niego.

- Stiles. - dotknął niepewnie delikatnej materii, niczym najcenniejszego skarbu.

Nić rozjaśniła się bursztynowym blaskiem.

Poczuł pod palcami ciepło. Uderzyła go gama uczuć w której przebijały się szczęście, nadzieja, ulga i coś jeszcze. Coś, czego nie potrafił nazwać, a co z pewnością kiedyś znał.

- Stiles. - uśmiechnął się szeroko i wstał, gdy został brutalnie pociągnięty do przodu.

Ruszył biegiem w kierunku, który wskazywała mu nić. Z każdym kolejnym krokiem odczuwał ją coraz wyraźniej, tą więź, którą jakimś cudem nawiązał z nim Stilinski, by sprowadzić go skądkolwiek, gdzie się znajdował. Czuł coraz silnej emocje nastolatka. To, jak go przyzywają.
A on nie zamierzał odmówić temu zewowi. Już nie. Zbyt długo na to pozwalał, odmawiając sobie odrobiny szczęścia.

Skręcił i z za rogu wyłonił się tunel skąpany w śnieżnobiałym świetle. Ruszył, nie wahając się ani chwili, był pewien, że Stiles go nie zawiedzie, ufał mu całym sobą.



Derek uchylił powieki i pierwszym, co zobaczył były iskrzące się mocą, bursztynowe oczy.

- Stiles - wyszeptał i się skrzywił, gdy wyschnięte gardło zapiekło go boleśnie.

- Derek. - nastolatek odetchnął z taką ulgą i miłością wypisaną na twarzy, że Derekowi zrobiło się głupio, że dostrzegł to dopiero teraz, w takich okolicznościach. Stiles z westchnieniem oparł się czołem o jego ramie. Wyglądał, jakby uszło z niego całe powietrze, które dotychczas wstrzymywał.

- Dobrze, że wróciłeś - powiedział Scott, którego wcześniej nawet nie zauważył. - Jak się czujesz?

- W porządku - odpowiedział, próbując wstać. W czym dość mocno przeszkadzało mu bezwładne ciało nieprzytomnego szatyna.

Poderwał się gwałtownie, przyciągając Stilesa do swojej piersi. Strach jaki czuł przerodził się w czystą panikę, gdy nastolatek nie reagował na potrząsanie i poklepywanie po policzkach.

- Daj mu spokój - nakazał Deaton, wchodząc do pomieszczenia. - Ma za sobą nieprzespane ponad siedemdziesiąt dwie godziny, podczas gdy próbował cię ściągnąć z powrotem. Należy mu się odpoczynek.

Ucisk na piersi Dereka momentalnie zelżał.

Stiles tylko spał. Tylko spał. Nic mu się nie działo.

Musiał zapanować nad swoim ciałem i nowoodkrytymi emocjami zanim zrobi coś nieodpowiedniego. Coś takiego jak wysikanie wokół Stilinskiego koła, by upewnić się, że wszyscy wiedzą o tym, że chłopak jest już zajęty.

Odgarnął rozczochrane włosy z czoła nastolatka. Dopiero teraz dostrzegł ciemnofioletowe cienie pod jego oczami. To musiało być dla człowieka morderczym wysiłkiem, pozostać przytomnym przez trzy doby i w dodatku mieć dostatecznie wiele sił, by go sprowadzić. To zakrawało niemal o cud, że Stiles dał radę to znieść. Wielu na jego miejscu by się poddało. Ale nie jego cudowny i uparty Stiles.

- No Tezeuszu, pozwól, że zabiorę twoją Ariadnę do domu. - Scott wyciągnął ręce po przyjaciela, na co Derek warknął, szarpiąc się do tył z szatynem w ramionach, z daleka poza zasięg rąk bety i błyskając na niego czerwonymi tęczówkami w ostrzeżeniu. - Spoko stary. - McCall podniósł dłonie do góry, jakby chciał mu pokazać, że nie ma złych zamiarów.

Nie interesowały go jednak zamiary Scotta. Beta chciał od niego zabrać Stilesa, a na to nie zamierzał pozwolić.

Nawet jeśli nastolatek strasznie ślinił się na jego klatkę piersiową.

McCall miał w jednej sprawie jednak racje.

Stilinski był jego Ariadną. Kochał go. I dzięki tej miłości utworzył więź, nić, która była wstanie sprowadzić go z powrotem.

Z tym, że on nie był Tezeuszem i nie zamierzał nastolatka porzucić na wyspie i pozostawić na pastwę jakiegoś Dionizosa.

Zamierzał zrobić wszystko byleby tylko zatrzymać go dla siebie.

Bo bursztynowa nić ich więzi była najcudowniejszym, co zaznał w życiu.


___________________________________________________________

Dziękuję bardzo Agnes V za przypomnienie. Gdyby nie ona, nie wiem kiedy bym coś wrzuciła.
Pragnę poinformować też tych, co czekają na ciąg dalszy Pomysłu Tommo, że zakończenie zostanie wrzucone na dniach.

piątek, 12 maja 2017

Jak przerazić sourwolfa

- Nie zapomnijcie też o posypce przed założeniem pieluchy. No i oczywiście...

- Tak, tak, pamiętamy. - Stiles przerwał Allison wpół zdania. - Mówiłaś nam to już dwa razy, a nawet szczegółowo rozpisałaś na kartce. Z pewnością sobie poradzimy. - poprawił sobie na rękach sześciomiesięcznego chrześniaka.

- Dzięki stary, że zgodziłeś się zaopiekować Isaaciem.
Całość ->

piątek, 5 maja 2017

I'm alive

Derek nie mógł oderwać wzroku od swoich dłoni.

Żył.

Ale jak to było możliwe?

Ostanie co pamiętał to nieopisany ból, a później ciemność, po której pojawiła się rażąca w oczy światłość.

I ten głos, który go przyzywał.

- Derek!

Podniósł wzrok, słysząc swoje imię. W jego stronę biegł Stiles.

Nawet w panującej dookoła ciemności mógł dojrzeć zapuchnięte od płaczu oczy nastolatka i błyszczące ślady łez na jego bladych, pokrytych pieprzykami policzkach.

Rozłożył szeroko ramiona, wpuszczając pomiędzy nie roztrzęsionego chłopaka.

- Derek, mój Derek - wychlipiał nastolatek, wtapiając się w jego pierś i chowając twarz w zagłębieniu obojczyka.

- Ćśśś. Już dobrze. Jestem tu. Żyję.

środa, 26 kwietnia 2017

Ważne

!UWAGA!


Witajcie kochani. Z przykrością muszę was poinformować, że w najbliższym czasie nie pojawią się żadne nowe rozdziały zaczętych tekstów. Mój tata miał poważny wypadek i nie w głowie mi teraz pisanie. Mam jednak kilka już napisanych shotów ze Sterekiem w tle i postaram się je co jakiś czas podrzucać.
Korzystając z okazji chciałam bardzo podziękować Szahzei i Agnes V. za przypomnienie (i nie ukrywam, że w przyszłości to może się okazać jeszcze nie raz potrzebne).
Pozdrawiam,
U-water.

środa, 29 marca 2017

Tylko ciebie chcę - Rozdział 5

Witajcie Kochani!!!
Muszę przyznać, że byłam ogromnie zaskoczona (oczywiście pozytywnie) ilością i rodzajem komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Dlatego też postanowiłam uchylić rąbka tajemnicy i już teraz podrzucić wam kolejny rozdział.
Specjalne pozdrowienia również dla Safiry Luny Blacke, która podziela mój entuzjazm do Harrego Pottera XD

Stiles dygotał na całym ciele, ale za nic nie mógł oderwać oczu od stojącej przed nim kobiety. Chyba jeszcze nigdy nie czuł takiego strachu.

W piersi pielęgniarki ziała ogromna dziura po kuli, która powiększała się z każdą sekundą. Ciało kobiety zaczynało się kruszyć i rozpadać.

Stiles zdążył jeszcze dojrzeć jej zębaty uśmiech, karykaturalnie wielkie oczy i dziwną, czarną gwiazdę na czole, nim kobieta wybuchła.

Całość ->

poniedziałek, 27 marca 2017

They Don't Know About Us

Ostatnio nie jestem wstanie przestać słuchać piosenki "They Don't Know About Us"* - One Direction. Dlatego postanowiłam naskrobać coś małego z nią w tle. A tak przy okazji, jak zapatrujecie się na pomysł napisania coś z tego fandomu? Sama bardzo lubię Larry, a wy?
* Ci, którzy znają piosenkę, zapewne zauważyli, że w kilku miejscach wycięłam słowo "girl". Zrobiłam to umyślnie, na potrzeby tekstu.



People say we shouldn’t be together
We’re too young to know about forever
But I say they don’t know
What they’re talk - talk - talking about


 


- Stiles, co ty możesz wiedzieć o miłości!? Jesteś nastolatkiem!


- Derek, proszę…


- Wynoś się.


- Derek, proszę…


- Odejdź.
 

niedziela, 26 marca 2017

Tylko ciebie chcę - Rozdział 4

Witajcie kochani! Pędzę do was z kolejnym rozdziałem. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Jestem bardzo ciekawa waszych emocji i opinii po jego przeczytaniu :D Ale szzza... Sami się przekonajcie :)

W sali panowała nerwowa atmosfera. Powietrze było tak ciężkie i gęste, że można je było kroić nożem. Nikt się nie odzywał w obawie przed spowodowaniem wybuchu.

Nawet Stiles milczał, co było dziwne.
 
Chłopak w ogóle zachowywał się w dość dziwaczny sposób. Nawet jak na niego. Spinał się i rozglądał dookoła spanikowanym wzrokiem.
 
Derek nie mógł zrozumieć, co powoduje to nietypowe zachowanie u nastolatka.
 

sobota, 18 marca 2017

Nuanen - Teen Wolf + Eragon

Stiles z szerokim uśmiechem na twarzy biegł przed siebie co sił w nogach, próbując uciec przed rozgniewanym Scottem, któremu zabrał przepaskę podtrzymującą te jego przydługie, czarne, pofalowane kudełki. Z tego wszystkiego nie wiedział nawet jak ani kiedy zgubił buta. Przez to jego prawa skarpeta była cała mokra od nasiąkniętego wodą mchu, po którym bieg.
Prawie cała ziemia w Du Weldenvarden była nim pokryta, niczym ciepłą i miękką pierzynką, która pachniała nieziemsko od wyrastających spomiędzy niej kwiatów, które istnieć mogły jedynie tutaj i jedynie pod stałą opieką i obserwacją ich ludu.

czwartek, 16 marca 2017

Przyłapany

Witajcie kochani! :) Podrzucam wam kolejne maleństwo. Tym razem bez pairingu. Mam nadzieję, że mimo wszystko wam się spodoba, a przynajmniej choć odrobinę rozbawi. Dobrej nocy!

John Stilinski ostrożnie uchylił drzwi do domu i odetchnął z ulgą, gdy zobaczył, że w salonie panowała ciemność. To znaczyło, że Stiles nie wrócił jeszcze od Scotta. Nie żeby brak jeepa przed domem nie był dostatecznym tego dowodem, ale zawsze lepiej było się upewnić. Zwłaszcza, gdy miało się plany takie, jakie miał John. W takich chwilach Stiles zdecydowanie nie powinien znajdować się w pobliżu.
Całość ->

środa, 15 marca 2017

Kitty kitty Stiles - Rozdział 4

Peter z Derekiem siedzieli we dwóch w salonie, pochyleni nad jedną ze starych ksiąg. Starali się znaleźć rozwiązanie problemu, jakim stała się rosnąca liczba gwałtów w Beacon Hills. Policja podejrzewała, że za wszystkie osiem przestępstw odpowiada jeden sprawca. To miałoby sens, biorąc pod uwagę, że schemat działania za każdym razem był taki sam. Ktoś wyprowadzał z imprez naćpane środkami odurzającymi i alkoholem dzieciaki, zaciągał je do lasu i tam wykorzystywał seksualnie.
Nie miało znaczenia, czy to chłopak, czy dziewczyna.

piątek, 10 marca 2017

Test ciążowy (Steter)

Stiles spojrzał na Petera, następnie w dół, na trzymany w dłoni niewielki, prostokątny przedmiot i ponownie na Petera.

- Serio – zapytał zduszonym głosem, w którym pobrzmiewały łzy.

Starszy mężczyzna tylko parsknął, przewracając oczami, po czym przytaknął niechętnie, zaplatając ręce na piersi.
Całość ->

środa, 8 marca 2017

Tylko ciebie chcę - Rozdział 3

Stilesowi kręciło się w głowie. Czuł się jakby był na pieprzonej karuzeli. Spróbował nawet zacisnąć mocniej powieki, ale to uczucie nie znikało. Jedyne co zyskał to tępy ból głowy. Takich odpałów nie miał nawet po tym, jak w wieku szesnastu lat schlali się ze Scottem znalezionym u ojca alkoholem i spędzili noc w lesie. Wtedy to miał wrażenie, że świat dookoła niego pływa, a żołądek chciał wywrócić mu się na drugą stronę.
Jękną przeciągle, zwijając się w pozycji embrionalnej. Spróbował objąć głowę rękami.

sobota, 25 lutego 2017

Kitty kitty Stiles - Rozdział 3

Ciąg dalszy tekstu o kociaku Stilesie i dowcipnisiu Peterze.

Peter patrzył z kpiącym uśmieszkiem, jak jego siostrzeniec wścieka się i miota po całej rezydencji u kresu wytrzymałości. Derek tylko cudem hamował się przed przemianą, choć jego oczy co chwilę błyskały szkarłatem, a brwi zanikały.
A wszystko za sprawą pewnego małego, choć niezwykle zmyślnego i irytującego kociaka, który od ponad tygodnia uprzykrzał życie większości członków watahy.

piątek, 24 lutego 2017

Tylko ciebie chcę - Rozdział 2

Witajcie kochani! Pozwólcie, że zanim przejdę do rozdziału, sypnę  garścią informacji. Po pierwsze, nie było mnie tak długo przez to, że byłam dość mocno chora. W związku z tym publikacja kilku tekstów została troszkę przesunięta. Bez obaw! Wszystko się pokaże. Po prostu czeka mnie pracowity tydzień ;) Jak widzicie, zaczynamy z publikacją nowego tekstu. Nie mam pojęcia ile będzie miał rozdziałów, ale na pewno nie mniej niż 20. Od razu też informuję, że mają one najróżniejsze rozmiary i formy. Od długich i nudnych jak flaki z olejem, pełnych opisów i rozmyślań bohaterów, po bardzo krótkie, pełne napięcia i zwrotów akcji. Nie zamierzam też wrzucać ich regularnie, co niestety musicie mi wybaczyć. Postaram się jednak nie robić zbyt długich przerw między rozdziałami.  
Dalej. Jak już wiecie, tekst jest zbitką dwóch fandomów i mojej nieposkromionej fantazji, więc wszystko może się zdarzyć J Jeśli czegoś nie będziecie rozumieć lub wiedzieć, proszę o pytania. Na wszystkie będę starała się odpowiedzieć. Ok, nie przedłużam już. Bawcie się dobrze i do następnego :*

– Czy z nim wszystko w porządku? – wyszeptał Scott, niemal przyklejając się do szyby za którą leżał nieprzytomny Stiles. Miarowe pikanie aparatury, do której Stilinski był podłączony, sprawiało, że Derek zacisnął zęby z irytacji, a jego głowa chciała pęknąć z bólu. Ten dźwięk powstrzymywał go również przed zachowywanie się tak samo, jak jego beta. Mimo, że on sam miał Stilinskiego głęboko gdzieś, jego wilk bardzo się martwił o swojego partnera. Tylko dzięki byciu alfą i wyuczonej przez lata samokontroli i tłumieniu instynktów swojej zwierzęcej połowy, po szpitalu nie biegał jeszcze rozszalały wilkołak.
Całość ->