wtorek, 26 września 2017

Nuda

Ostatnio było coś smutnego, to teraz cos śmiesznego. Miłego dnia :*

Peter siedzi na swoim ulubionym fotelu, z nudy kartkując stare tomisko w nadziei, że znajdzie coś ciekawego. Odkąd Stiles i Derek się zeszli, jego życie stało się nudne jak flaki z olejem. Tak to przynajmniej mógł popatrzeć jak skaczą sobie do oczu i wbić któremuś szpile, tak dla czystej przyjemności denerwowania. Od miesiąca jednak panuje straszny spokój. Nie ma żadnego niebezpieczeństwa, a Stiles i Derek są tak słodcy i tęczowi, że aż chce mu się rzygać.

- Nie możesz już tego znieść, co? - pyta Lydia, przysiadając na podłokietniku kanapy obok. - Aż cię świerzbi, by coś zrobić.

- Nie będę zaprzeczał. Ten spokój jest niezwykle irytujący - odpowiada, nie odrywając nawet oczu od
pożółkłych stronic.

- Stiles!!! - z góry dobiega rozwścieczony ryk Dereka, a chwile później szybki tupot stóp Stilesa na schodach i ciężkie kroki jego siostrzeńca.

Peter podrywa głowę, nie mogąc ukryć podekscytowania.
 
Coś się dzieje. Wreszcie coś się dzieje. - było jedynym, o czym mógł myśleć.

Nastolatek zbiega na dół, rozglądając się panicznie na boki, szukając schronienia. Dostrzegając ich, daje nura za fotel.

Peter przewraca oczami na tą dziecinadę.

- Stiles - Derek warczy przez zęby, błyskając czerwonymi oczami w stronę kryjówki Stilinskiego. Z tym, że coś w jego wyglądzie jest nie tak...

Peter wytrzeszcza oczy zaskoczony, po czym szybko zasłonia się książką, by Derek nie mógł zobaczyć jego wyrazu twarzy.

- Derek, ale ja naprawdę nie chciałem. Nie planowałem tego. To miało być tylko odrobinę. Przysięgam. Naprawdę tego nie planowałem, to nie tak miało wyglądać - głos Stilesa jest wysoki, a w powietrzu unosił się smród strachu i poczucia winy. Dzieciak mówi prawdę.

- A nie wpadło ci do głowy, żeby najpierw zapytać mnie o zdanie?

- Nie-e? Przepraszam Derek. - więcej poczucia winy.

- Jeszcze o tym porozmawiamy. A wy do cholery przestańcie się śmiać. To wcale nie jest śmieszne. Ciekawe, jak wy byście się czuli, gdyby to wam zgolono brwi.

niedziela, 24 września 2017

Śmierć w twoich oczach

Jak zwykle dziękuję bardzo Agnes V za przypomnienie :* Niestety nie obiecuję poprawy, ale będę się starać.

Ukryci za drzewem Stiles wraz ze Scottem patrzyli przerażeni, jak łowczyni mierzy w stronę Dereka z pistoletu i Stilinski miał dziwne przeczucie, że w magazynku znajduje się coś dużo gorszego, niż standardowe naboje, które można było kupić w każdym sklepie z bronią.

Nie miał zatem wyboru.

Zebrał w sobie każdą odrobinę magii, jaką posiadał. Wiedział, że iskry starczy mu wyłącznie na jeden skok. Ale to wystarczy, bo broń kobiety była siedmiostrzałowa, a o jeśli dobrze liczył, wcześniej oddała już sześć strzałów. Zatem pozostałą jej tylko jedna kula. I łowczyni musiała być tego doskonale świadoma, bo nie zamierzała się z Derekiem bawić, tylko wykończyć go na miejscu.
Widział jak kobieta naciska spust i uwolnił iskrę, ruszając do przodu.

***

Derek zacisnął mocno powieki, słysząc wystrzał. Nie poczuł jednak bólu.

Dookoła rozległ się bolesny krzyk Scotta, który przeszedł w ryk gniewu.

Derek uchylił powieki, czując zapach krwi kobiety i kogoś jeszcze, kto nie był wilkołakiem.

Pierwszym, co napotkały jego oczy, były zasnute mgiełką bólu orzechowe ślepia i wykrzywiona boleśnie, blada twarz usiana pieprzykami.

- Stiles - wyszeptał, czując jak jego kości pokrywają się szronem przerażenia. Odruchowo złapał nastolatka, gdy ten się zachwiał.

Spomiędzy pełnych warg spłynęła strużka krwi, a szczupłym ciałem wstrząsnął dreszcz.

- Derek - nastolatek zachłysnął się własną krwią, wymawiając jego imię.

- Cicho. Nic nie mów. Oszczędzaj siły. Zabiorę cię do szpitala. - bez trudu podniósł wątłe ciało Stilinskiego i ruszył biegiem w stronę miasta.

- Derek...

- Stiles, proszę. Choć ten jeden raz mnie posłuchaj.

- Derek, kocham cię - wyszeptał chłopak, spoglądając na niego nieobecnymi, pozbawionymi życia oczami. Oczami, które zwykły być tak piękne i błyszczące od wylewających się z nastolatka emocji.

Zapadła cisza.

Serce Stilesa stanęło.

- Nie. - Derek jęknął boleśnie, padając na kolana. - Nie! - jego krzyk rozpaczy spłoszył leśne ptactwo, które poderwało się do lotu. - Nie, nie, nie! Nie umieraj Stiles, nie wolno ci. Nie pozwalam. Słyszysz!? Nie masz prawa umrzeć! - zaszlochał, chowając twarz w nieruchomej piersi nastolatka. - Nie pozwolę ci mnie opuścić. - z nowo odkrytą determinacją i rozpaczą, zatopił zęby w delikatnej skórze na piersi szatyna, na wysokości jego serca. Serca, które jak Stiles zwykł powtarzać, biło tylko dla Dereka. I Hale nie zamierzał pozwolić mu nigdy więcej się zatrzymać. Nawet jeśli nastolatek miał go za to znienawidzić na resztę swoich dni, on miał zamiar upewnić się, że już nigdy więcej nie ujrzy śmierci w oczach Stilesa. Bo te cudowne oczy były wyznacznikiem duszy chłopaka, która była jedynym jasnym punktem w pozbawionym światła życiu Dereka.