wtorek, 27 września 2016

4. Mam cię

Derek chodził między straganami, czując coraz większą irytację. Nie dość, że został tu zaciągnięty siłą przez własną siostrę, to jeszcze był zmuszony nosić zakupione przez nią bibeloty.

Na domiar złego czuł, że gdzieś w okolicy znajduje się jego partner, osoba wybrana dla niego przez przeznaczenie, a on nie mógł iść jej poszukać, bo Laura zagroziła mu urwaniem głowy, jeśli tylko zniknie jej z oczu.

Rozejrzał się dookoła, czując narastającą potrzebę, by ruszyć za tym słodkim zapachem. Świadomość, że w okolicy znajduje się ta jedna, jedyna osoba, a on nie mógł za nią podążyć, doprowadzała zarówno jego, jak i jego wilka do szału.
Całość ->

niedziela, 25 września 2016

3. "Nic" - mpreg


Derek siedział obrażony przed telewizorem, udając, że bardzo interesuje go ten strasznie nudny film przyrodniczy, który oglądał. Zdążył wywnioskować z niego tylko tyle, że jest o kojotach zamieszkujących park narodowy Yellowstone. Ukradkiem przyglądał się Stilesowi, który od rana kręcił się po domu bez celu i warczał na każdego, kto miał nieszczęście wejść mu w drogę. A przecież to on był złym wilkiem w tym związku. Był alfą! I nie zamierzał dawać ustawiać się po kątach człowiekowi, nawet jeśli ten był jego mężem i Derek kochał go ponad życie.

- Derek – Stiles zagadnął go po ponad godzinnym milczeniu.

Derek zacisnął szczęki, udając, że jest zaabsorbowany oglądaniem programu.

- Derek, muszę coś ci powiedzieć – jego mąż spróbował ponownie z tym samym skutkiem.

Derek nie zamierzał zbyt szybko odpuścić Stilesowi.
Całość ->

sobota, 17 września 2016

Kwiat (Stiles/Peter) (Teen Wolf+Eragon)

Stiles przechadzał się między drzewami Du Weldenvarden, wsłuchując się śpiew ptaków i szum liści. Cisza, która zapadła w Ellesmérze wraz z zakończeniem Agaetí Blödhren koiła jego skołatane serce i pozwalała odpocząć rozszalałym zmysłom. Święto Przysięgi Krwi był to szczególny czas dla wszystkich efów. Raz na sto lat zbierali się wszyscy, by świętować dzień zawarcia przymierza ich gatunku wraz ze smokami, czego następstwem było powołanie Jeźdźców. Ta elitarna grupa elfów, a później także i ludzi wraz ze swoimi smokam, miała za zadanie utrzymać harmonie między wszystkimi rasami, strzec i pilnować porządku w całej Alagaesii.

A przynajmniej tak było przed wielu laty, zanim szalony król nie kazał wymordować wszystkich Jeźdźców.

Obecnie smoki były na wymarciu, a poza Du Weldenvarden Jeźdźcy do niedawna byli tylko mitem, legendą, o której wspominali wędrowni bardowie w swych pieśniach.

Do niedawna, bo tego roku narodził im się nowy Jeździec, który odziedziczył swe imię po pierwszym.

Eragon.

Wraz ze swoją smoczycą Saphirą dali im nadzieje.
Całość ->

piątek, 16 września 2016

2. Nerd

- To co byś chciał obejrzeć? Mam Avengers, Batmana, Iron mana, Thora – wyliczał Stiles przeglądając leżące na DVD filmy, które ostatnio oglądał. Nie mógł uwierzyć, że Derek władował mu się do domu w sobotę wieczorem, gdy jego ojciec był na służbie. To jeszcze nie było by nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że Hale z miejsca oznajmił, że obejrzą razem film.

Stiles normalnie nie mógł w to uwierzyć.

No i trzeba napomknąć, że Derek pieprzony alfa Hale wszedł do niego, do domu DRZWIAMI!, a później jakby nigdy nic rozsiadł się na jego kanapie i grzecznie czekał, aż Stiles znajdzie jakiś sensowny film.

Świat się kończył, czy ktoś Dereka zwyczajnie podmienił kiedy spał?

- To nie moje klimaty. Masz coś innego? – mruknął Derek, krzywiąc się na filmy, które zaproponował Stiles.

Chłopak chciał się walnąć otwartą dłonią w czoło.

No jasne, że to nie były klimaty Dereka. Przecież wielki alfa Hale nie był nerdem, a co za tym idzie nie oglądał nerdowskich filmów.

- Czy mam coś innego? – zapytał sam siebie, spoglądając na rozwalonego na siedzeniu Dereka z rozpiętą do połowy piersi koszulą.


Całość ->

niedziela, 11 września 2016

Mój nowy alfa (Derek/Stiles) kidfick

Stiles siedział przed biurkiem swojego (miał skrytą nadzieję) przyszłego szefa, Alana Deatona - dyrektora przedszkola imienia Talii Hale w Beacon Hills.

- Ma pan znakomite referencje, panie Stilinski. Do tego lubi pan dzieci.

- Jak większość omeg. – powiedział, nim zdążył ugryźć się w język. Mężczyzna nie zwrócił uwagi na komentarz lub go nie dosłyszał.

- Mam nadzieje, że polubi pan pracę u nas.

- Co? – wyszeptał Stiles, mrugając zaskoczony. – Że już?

- Naturalnie. Pracował już pan z dziećmi, a jedna z naszych przedszkolanek właśnie odeszła na emeryturę. Mógłbym rzec, że spadł nam pan jak z nieba.

- Hmm… To jest… Ja… To znaczy… To jest… - odchrząknął w dłoń. – Dziękuję, panu. Nie spodziewałem się tego, że zostanę przyjęty.

- Proszę, zwracaj się do mnie po imieniu, jesteśmy tu jak rodzina.

- Dziękuję, Alanie. – wyszczerzył się szeroko.

- Nie ma sprawy G… Gee… Gm…

- Wystarczy Stiles.

Całość ->

Wampiry NIE istnieją (Derek/Stiles)

- Po raz setny powtarzam ci, że wampiry nie istnieją! – Derek warknął, spoglądając na swoją betę, która śmiała twierdzić, że spędziła noc z cudownym, ciemnoskórym wampirem o imieniu Boyd.
- W takim razie, jak wytłumaczysz to? – Erica pociągnęła za kołnierzyk swojej bluzki, odsłaniając jeszcze więcej już i tak zbyt głębokiego, jak na jego gust dekoltu. Odwrócił wzrok, nim zobaczył coś, co później miałoby go straszyć po nocach.
- Nie zamierzam ci pokazać swoich cycków, perwersie. Patrz się tu. – fuknęła, niczym obrażona kotka, wydymając te swoje krwistoczerwone, pełne usta. Derek sapnął zirytowany i rzucił okiem. Na piersi dziewczyny, tuż nad sercem widniał ślad po kłach – dwie niewielkie dziurki, po których niebawem nie pozostanie nawet ślad.
- To nic nie znaczy. Równie dobrze twoja nowa zdobycz mogła mieć węża, który cię ugryzł, gdy spałaś.
- Węża to miał i to jakiego. I mogę cię zapewnić, że z całą pewnością nie kąsał. – westchnęła rozmarzona, wachlując się teatralnie dłonią. Derek skrzywił się w duchu. Miał nadzieje, że zostanie mu oszczędzony opis wydarzeń z randki jego bety. Ostatnim razem, gdy opowiadała mu o swoich podbojach, skończył w łazience, bijąc pokłony bożkowi porcelany, co było absurdalne odkąd był wilkołakiem i nie mógł chorować.
- Erica, skarbie, dlaczego dręczysz naszego drogiego alfę? Nie widzisz jaki on biedny i nieszczęśliwy? – Stiles uwiesił się na jego ramieniu, gładząc go po drugim, jak psiaka. I gdyby nastolatek nie był jego partnerem, już dawno skończyłby za te słowa, jako karma dla kundli.
- Stiles. – dziewczyna zamiauczała płaczliwym głosem. – Derek twierdzi, że wampiry nie istnieją.
- Bo nie istnieją. – wycedził przez zęby. Miał nadzieje, że to tylko mu się śni, że to zły sen i zaraz się obudzi.
- Ależ oczywiście, że wampiry istnieją. Nie oglądałeś Zmierzchu, Wywiadu z wampirem, Underworld’u? Wszędzie tam występowały wampiry.
- Mówiłem o prawdziwych wampirach, a nie takich zmyślonych, które błyszczą w słońcu i piją szczurzą krew. – westchnął z bezsilności.
- Takie prawdziwe też są.
- Chyba w snach.
- Śnią ci się wampirki, wilczku? – nos Stilesa musnął jego ucho, nim zostało ono przygryzione. Wstrzymał oddech, gdy jego ciałem wstrząsnął dreszcz. – Lubisz, gdy cię ktoś gryzie? Może to sprawdzimy? – głos Stilinskiego zmienił się w mrukliwy, uwodzicielski szept, który nęcił i kusił, niczym magia sukuba. Nie mógł odmówić takiej propozycji.
Tej nocy przekonał się, że wampiry rzeczywiście istnieją. A przynajmniej istniał jeden.
Miał na imię Stiles.

Czy już wspomniałem...? (Peter/Stiles)

Nienawidził pisania egzaminów. Nienawidził też Petera Hale. A jeszcze bardziej nienawidził pisania egzaminów u Petera Hale.

- No, kochani, czas minął, kończymy pisać. Nie zapomnijcie o podpisaniu prac. Nie pogardziłbym również jakąś słodką notką z numerem telefonu na marginesie. Zwłaszcza od ciebie Stiles.
- Pieprz się.
- Hm... No cóż, co prawda nie miałem tego w dzisiejszych planach, ale skoro proponujesz... To co, dwudziesta trzydzieści u mnie?

I czy już wspominał, jak bardzo nienawidzi Petera Hale?

1. Nigdy nie zadzieraj z iskrą

- Takie marnotrawstwo – zaćwierkała czarownica, przejeżdżając zbyt długim – jak na gust Stilesa paznokciem po policzku związanego Dereka.

- Taki słodki mężczyzna się marnuje. Zasłużyłeś na coś lepszego niż to patykowate coś w tamtym rogu. Potrzeba ci kobiety. Takiej z krwi i kości. Takiej, która pokazałaby ci co tracisz, zadając się ze słabym człowiekiem – zacmokała, wydymając krwistoczerwone wargi, które były zbyt wielkie, by choć w przybliżeniu wyglądać na naturalne. Nachyliła się i cmoknęła alfę w policzek, zostawiając na nim tłusty ślad szminki.

- Zabieraj od niego wary, wampirzyco – warknął Stiles, spoglądając na kobietę z nieukrywaną nienawiścią.
Całość ->
 

Uśmiechnij się (Derek/Stiles)

Derek ziewnął przeciągle, wchodząc do kuchni. Wyciągnął rękę po swój ulubiony kubek z zamiarem zaparzenia w nim kawy i aż zamrugał i przetarł parokrotnie oczy, gdy na suszarce zamiast niego znalazł jakiś wstrętny, bazarowy chłam z szerokim uśmiechem i napisem „uśmiechnij się”. Zmarszczył brwi i obejrzał się przez ramie na siedzących w salonie Scotta i Stilesa, którzy udawali, że po raz setny oglądają Mrocznego Rycerza, wcale nie zerkając na niego kątem oka. Zacisnął szczęki, postanawiając nie zaszczycić nawet słowem tych szczeniackich wygłupów. Kawę zawsze mógł wypić na mieście. Nie było mowy, by jego usta choćby zbliżyły się do tego paskudztwa, który ktoś omylnie śmiał nazwać kubkiem.

 ***

Czuł się padnięty. Przez kilka ostatnich godzin biegali po lesie całą watahą, szukając leśnego skrzata, który postanowił zabawić się z nimi w chowanego. Najgorsze było to, że skurkowaniec potrafił ukryć swój zapach i świetnie się maskował w leśnej gęstwinie. Gdyby nie pomoc Stilesa, który nie wiadomo skąd wytrzasnął informacje o garncach złota, pewnie dawaliby się wodzić za nos do następnej pełni. A tak wystarczyło odnaleźć ukochaną własność skrzata i zagrozić jej zabraniem, jeśli nie opuści terenów Beacon Hills.
- Jestem wypompowany. – jęknął Scott, opadając tyłkiem na jego kanapę. – Serio, już myślałem, że nigdy się go nie pozbędziemy.
- A co, czyżby zaczynało ci brakować czystej bielizny? Musisz przyznać, że ten skrzat miał dość ciekawe poczucie humoru. – Stilinski uśmiechnął się złośliwie, siadając koło przyjaciela, wyciągając przed siebie te długie, kościste kończyny.
- Zamknij się. – twarz Scotta przybrała kolor dojrzałego pomidora. – To nie do twojej półki z gaciami się dobrał i to nie twoje bokserki wisiały porozwieszane po całym mieście.
- I tak, nie znalazłby w jego półce niczego ciekawego. – prychnęła Erica.
- Dzięki, skarbie, ja też cię uwielbiam. – Stiles posłał jej w powietrzu całusa.
Darek postanowił całkowicie ich zignorować i usiadł na swoim ulubionym fotelu, który niegdyś zwykł okupować Peter. Zamarł, gdy poduszka pod nim wydała mało kulturalny dźwięk, a oczy wszystkich skierowały się w jego stronę. Wataha patrzyła na niego z przerażeniem lub zaskoczeniem. Tylko Scott i Stiles śmiali się otwarcie.
Jego ciemne brwi zmarszczyły się mocno, niemal się ze sobą stykając, gdy spod siedzenia wyciągnął niewielki, płaski, niebieski balon na którym o dziwo również była namalowana śmiejąca się buźka.
- Co. To. Jest? – wycedził przez zęby, mając ochotę udusić żartownisia, który mu to podłożył.
- Koleś, w jakim ty świecie żyjesz, skoro nigdy nie wiedziałeś pierdzącej poduszki? – wysapał Stiles między napadami śmiechu.
I Derek już wiedział, kto miał życzenie śmierci.

***

- Słyszałeś o tym, że zostało naukowo udowodnione, że minuta śmiechu przedłuża nasze życie o cały jeden dzień?
- Tak i co z tego? – spojrzał na Stilesa znad czytanej gazety.
- Powinieneś częściej się śmiać. W naszym przypadku nigdy nie wiadomo, kiedy coś znowu przypałęta się do Beacon. Po co narażać się niepotrzebnie. Lepiej działać profilaktycznie.
Zignorował go, wracając do czytania.

***

- Słyszałeś kawał o tym, jak wilk i zając jadą pociągiem?
- Tak.
- A ten o wilku, który oglądał z zajączkiem pornosy?
- Tak.
- A o wilku i trzech dziewicach?
- Tak!!!

***

Rozejrzał się po salonie, szukając kolejnych pułapek, które od kilku dni zastawiał na niego Stiles, a które podobno miały go rozbawić. Wczoraj przycisnął Scotta, który szybko pękł i się wygadał, że założyli się ze Stilinskim, że Stilesowi uda się zmusić Dereka do uśmiechu. Nie bardzo rozumiał sens owego zakładu, ale może zwyczajnie był już za stary, żeby nadążyć za pomysłami nastolatków. Telefon w jego kieszeni zawibrował, a później rozległa się melodia, której z całą pewnością sam sobie nie ustawił. W końcu który szanujący się wilkołak ustawiłby sobie na dzwonek „Who let the dogs out”!?

***

- Derek? – głos Stilesa był niepewny, co już samo w sobie było dziwne i zapaliło czerwone lampki w jego umyśle. Rzucił mu pytające spojrzenie czekając, aż Stilinski wydusi z siebie w czym rzecz.
- Wiesz, ja się tak właściwie zastanawiałem. – nastolatek wykręcał sobie palce, co wystarczyło, by wiedział, że Stiles był zdenerwowany. Nie musiał nawet używać swoich wilkołaczych zmysłów, by poczuć bijące od chłopaka emocje. – Bo wiesz… Stiles to tylko ksywa.
Przytaknął, dając do zrozumienia, że o tym wie.
- Naprawdę nazywam się Gemin.
Jego brwi uniosły się wysoko, gdy usłyszał to dziwne imię, którego zapewne nie byłby wstanie poprawnie wymówić bez połamania sobie języka.
- Wiedziałem, że z jakiegoś powodu czuje respekt przed szeryfem. To cud, że potrafi to wypowiedzieć.

***

- New day haaa… - mruknął niewyraźnie Stiles, próbując śpiewać wraz z Celin Dion lecącą z radia piosenkę, co przy jego stanie i zwyczajowym braku słuchu, sprawiło, że Derek skrzywił się i najchętniej zakryłby dłońmi uszy, gdyby nie był zajęty prowadzeniem samochodu.
- Zamknij się. – warknął, używając głosu alfy, mając nadzieje, że to choć na chwile uciszy Stilinskiego i uchroni go przed permanentnym ogłuchnięciem na prawe ucho. Powinien jednak pamiętać, że Stiles nie był wilkołakiem i jego ton nigdy na niego nie działał.
- Nie krzycz na mnie.
- Przestane, jak się w końcu zamkniesz i przestaniesz kaleczyć słowa piosenki. Nie idzie tego słuchać.
Nastolatek nie odpowiedział. Siedział cicho, przyglądając mu się z wyrzutem przez resztę drogi do jego rodzinnej rezydencji. Już wcześniej zdecydował, że odwożenie go w takim stanie do domu nie byłoby najmądrzejszym pomysłem. Wolał uniknąć kolejnego konfliktu z szeryfem Stilinskim i zaoszczędzić sobie bólu i czasu, jaki straciłby na wyciągnięcie kuli ze swojego postrzelonego ciała.
- Nie kochasz mnie już. – zahamował gwałtownie przed domem. Obejrzał się na Stilesa i zamrugał zaskoczony na jego wykrzywione w podkówkę usta i szklące się oczy. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale spomiędzy jego wark nie wydobył się żaden dźwięk.
- Dlaczego mnie już nie kochasz? – pierwsza łza przetoczyła się po pokrytym pieprzykami policzku, a Derek poczuł rosnące przerażenie. – No dlaczego? Przecież tak bardzo się starałem. Robiłem już chyba wszystko bylebyś tylko się uśmiechnął. – nastolatek pociągnął nosem, patrząc na niego tymi dużymi, zaczerwienionymi od płaczu oczami, sprawiając, że coś w jego wnętrzu się ścisnęło. Przysunął się do wstawionego Stilesa i objął go, nie zważając na to, że drążek skrzyni biegów nieprzyjemnie wbija mu się w bok.
- Już dobrze. Oczywiście, że cię kocham. – nie wiedzieć czemu, czuł potrzebę zapewnienia o tym Stilinskiego.
Nastolatek przywarł do niego, wczepiając się swoimi długimi palcami w jego skórzaną kurtkę niczym młode leniwca w swoją matkę.
- Już dobrze. – wyszeptał, gładząc Stilesa po plecach i karku.
- Kocham cię, Derek. – głos nastolatka był senny i niewiele głośniejszy od szeptu. Hale po raz pierwszy od dawna dziękował swojej szczęśliwej gwieździe, że urodził się wilkołakiem, bo mógłby tego nie usłyszeć.
- Ja ciebie też. – wyszeptał w ucho śpiącego chłopaka, a na jego ustach gościł szeroki, szczery uśmiech.

Koniec