Tylko ciebie chcę - Rozdział 3


Stilesowi kręciło się w głowie. Czuł się jakby był na pieprzonej karuzeli. Spróbował nawet zacisnąć mocniej powieki, ale to uczucie nie znikało. Jedyne co zyskał to tępy ból głowy. Takich odpałów nie miał nawet po tym, jak w wieku szesnastu lat schlali się ze Scottem znalezionym u ojca alkoholem i spędzili noc w lesie. Wtedy to miał wrażenie, że świat dookoła niego pływa, a żołądek chciał wywrócić mu się na drugą stronę.

Jękną przeciągle, zwijając się w pozycji embrionalnej. Spróbował objąć głowę rękami.

- Co jest? – mruknął, rozchylając powieki i spoglądając na swoje dłonie. Całe pokryte były jakimś białym materiałem, który jego otępiały z bólu umysł dopiero po chwili rozpoznał jako bandaże.

Zmarszczył brwi i rozejrzał się dookoła.

Znajdował się w szpitalu – poznał to po znajomym pikaniu aparatury, wbitym w zgięcie łokcia wenflonie i przyczepionych do piersi przyssawkach z kabelkami.

Serce Stilesa ścisnęło się i przyspieszyło tępa z powodu przerażenia.

Nienawidził szpitali.

Kojarzyły mu się ze śmiercią matki. Tym, jak leżała na szpitalnym łóżku cała we krwi, spoglądając na niego i na ojca z tym czułym uśmiechem, zarezerwowanym tylko na nich. Mówiła żeby się nie martwił i był silny, bo ktoś przecież musi opiekować się tatą. Stiles wtedy przytaknął i obiecał jej, że będzie silnym chłopcem.

Trzymał się dzielnie, gdy za mamą zamknęły się drzwi sali operacyjnej. Nie uronił nawet łzy przez te wszystkie godziny, gdy najbliższa mu osoba walczyła o życie. Załamał się dopiero, gdy z sali wyszedł lekarz w zakrwawionym fartuchu i powiedział im, że mu przykro, ale mama odeszła.

Oddech Stilesa przyspieszył, gdy wspomnienia uderzyły w niego pełną mocą.

Jego matka umarła w tym szpitalu. Możliwe, że na tym samym łóżku, na którym teraz leżał.

- Jestem tu, synu. Oddychaj. Stiles, oddychaj razem ze mną – był tak zdenerwowany, że nawet nie zauważył, gdy jego ojciec wszedł do pokoju.

Spojrzał szeryfowi w oczy, po czym jego spojrzenie podążyło dalej.

W drzwiach stała większa część watahy spoglądając na niego z przerażeniem – w przypadku Scotta, troską – Malissy i Alison, obojętnością – Isaaca, Boyda, Erici, Lydii, pogardą – Jacksona i odrazą w przypadku Dereka.

Ta ostatnia zabolała najbardziej.

- Stiles – szeryf objął jego twarz w dłonie i odwrócił w swoją stronę. – Skup się na mnie. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.

Stiles podążył za instrukcjami ojca, oddychając wraz z nim. Już po chwili serce przestało kołatać mu się w piesi, a myśli stały się przejrzystsze i bardziej klarowne.

- Co się stało? – zapytał po tym, jak przełknął gule, która uformowała się w jego gardle.

- Mieliśmy nadzieje, że ty nam powiesz – odezwał się McCall, podchodząc bliżej. Nie widząc przeciwskazań ze strony szeryfa, przysiadł obok Stilesa i ujął go za poranioną dłoń. – Jak się czujesz? Jak to się stało?

- Jak wyciągnięty psu z gardła. – nie mógł sobie odmówić użycia jakieś psiej metafory. – Głowa zaraz mi eksploduje. Nie mówiąc o bólu pleców i reszty ciała. No i nawet nie wspomnę, jak wielki problem będzie stanowiło podtarcie tyłka, czy zapięcie spodnie z takimi grabiami. Serio, wyglądam jakbym miał rękawice bokserskie. – spróbował na próbę poruszyć palcami, co było niemożliwe. Opatrunek zbyt mocno owijał jego dłoń i palce.

- Co się stało w lesie? – zapytał szeryf.

Stiles poznał po tonie, że jego ojciec przeszedł w tryb policjanta. Zamierzał go przesłuchiwać, dopóki nie wydusi ze Stilesa wszystkiego, co go interesowało. Na przykład, gdzie Stiles schował talony na pizzę i pączki.

- Ja… - Stiles zmarszczył brwi, orientując się, że nie ma pojęcia, co tak naprawę się wtedy wydarzyło.

- Ja… Nie wiem. Nie pamiętam. – miał wrażenie, że jego głowa przypomina czarną dziurę. Pamiętał rozmowę z Derekiem, a później wszystko było jakby zamazane. Zamknął oczy i podniósł ręce, by rozmasować skronie. Było to ciężkie zadanie biorąc pod uwagę stan jego rąk.

- Biegłem – powiedział po chwili ciszy. – Pamiętam, że biegłem przez las, a później… - syknął boleśnie i skulił się w sobie, gdy głowa zapulsowała tępym bólem.

- Spokojnie synu, nic na siłę. – ojciec poklepał go uspokajająco po ramieniu. Stiles nie zwrócił na to uwagi. Starał się mimo wszystko dojść do tego, co się stało. Musiał to wiedzieć.

- Biegłem – powtórzył. – Potknąłem się o korzeń.

- Nic nowego – prychnął stojący przy drzwiach Jackson, zarabiając tym samym sójkę między żebra od Lydii. Stiles był jednak zbyt skupiony na wspomnieniach, by zwrócić na to uwagę.

- Pamiętam, że upadłem. Gdy się podniosłem, patrzyłem w niebo. Myślałem o mamie. – dłoń na jego ramieniu wyraźnie zesztywniała. Szeryf wstrzymał oddech.

- Ostatnie co pamiętam, to spadający meteoryt. – wzruszył ramionami, próbując nie pokazać po sobie, jak wiele wysiłku i bólu kosztowało go przypomnienie sobie o tym wszystkim. Podejrzewał, że nie miało to większego sensu i wilkołacze zmysły były wstanie wyłapać jego stan. A prawda była taka, że Stiles był na wyczerpaniu. Pomimo tego, że dopiero się obudził po… Sam nie wiedział, jak długim czasie, czuł się zmęczony.

- Tylko ty mogłeś mieś takiego pecha. – Stiles nie miał zamiaru informować Jacksona o tym, jak zbieżne w tej kwestii były ich myśli.

Myśleć jak Jackson. Stilinskiemu już samo to wydawało się ohydne.

- No, tylko mnie mogło szczęście kopnąć w dupę i dać mi ciebie za pielęgniarkę. A zatem siostro Whittemore, czy mogłabyś mi poprawić poduszki? – wiedział, że aż się  prosi o lanie, ale nie mógł się powstrzymać. Nie żeby Jackson odważył się podnieść na niego rękę w obecności ojca.

- Zamknij się, Stiles. I tak mamy już dość problemów, nie twórz ich więcej – powiedział Derek i cała radość, jaką Stilinski czuł z dogryzania Whittemorowi momentalnie wyparowała pod rozdrażnionym spojrzeniem alfy. To było przykre dowiedzieć się, że jest się dla kogoś wyłącznie problemem.

- To nie mógł być meteoryt. – głos Lydii był niczym cios w głowę, otrzeźwiając ich wszystkich. - Nie było krateru, odłamków, niczego, co by na to wskazywało. Zresztą nie oszukujmy się, gdyby to był meteoryt ze Stilinskiego zostałaby mokra plama.

Piękna i mądra.

Stiles przyglądał się dziewczynie z czymś w rodzaju podziwu i uwielbienia w oczach. Nadal podkochiwał się w Lydii i miał żal do przeznaczenia, że nie połączyło ich razem. Zamiast tego ofiarując mu aroganckiego, despotycznego wilka, który i tak go nie chciał. Życie było do kitu.

- Czyli jesteśmy w punkcie wyjścia – mruknął sam do siebie Stiles.

- Niekoniecznie. – szeryf odchylił się do tył, krzyżując ramiona na piersi. – Mam pewne podejrzenia co do tego, co się stało, ale żeby je sprawdzić, musimy poczekać na Deatona. Powinien zjawić się tutaj niebawem.

- Spoko. W takim stanie i tak się nigdzie nie ruszę. – podniósł do góry zabandażowane dłonie, po czym wskazał jedną z nich na szpitalną koszulę, którą miał na sobie. – Wolałbym nie świecić przed światem gołym tyłkiem. A tak na marginesie, to co z moimi ciuchami? Nie ukrywam, że czułbym się lepiej, mając na sobie przynajmniej jakieś gacie.

Wzrok Scotta skierował się na przykryte kołdrą krocze Stilesa. Twarz McCalla poczerwieniała gwałtownie i chłopak odsunął się od niego.

- Stary, serio? Nie zachowuj się tak, jakbym miał zamiar pokazywać ci swojego penisa – parsknął młody Stilinski, przewracając oczami.

- Wstydzisz się pokazać małego? – Jackson skrzyżował ręce na piersi, spoglądając na chłopaka z kpiącym uśmieszkiem.

- Bronię cię przed nabawieniem się kompleksów. – odgryzł się szybko.

- Jak cię zaraz… - Whittemore ruszył do przodu z rządzą mordu wymalowaną na twarzy.

- Spokój – powiedział Derek głosem alfy i Jackson momentalnie się zatrzymał, wpatrując się w Stilesa spojrzeniem mówiącym o niezliczonych mękach i torturach, jakie czekają Stilinskiego, gdy tylko wpadnie w łapy Whittemore’a.

Stiles uśmiechnął się szelmowsko, starając się zdusić w zarodku odczuwany strach. Mimo wszystko nadal był tchórzem. Nie zamierzał się jednak nigdy do tego przyznawać. Nie przed Jacksonem, czy Derekiem. Dość miał upokarzania na ich oczach.

- To mówiłeś tato, że kiedy zjawi się Deaton?

16 komentarzy:

  1. Uwielbiam te opowiadanie. Jedno z najlepszych, także wyczekuje kolejnego rozdziału z niecierpliwością. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystkie wypowiedzi Stilesa doprowadziły mnie prawie do łez... Ta ironia, złośliwość, sarkazm... To było piękne ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowne dialogi, jedyny zarzut to że Deaton nie pojawił się i nie wyjaśnił co nieco:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Na miejscu szeryfa wyprosiłabym tą całą watachę ze szpitala oprócz Scota oczywiście bo to przyjaciel Stillesa. Reszta niezbyt przychylnym okiem na niego patrzy. Chociaż to dogryzanie Jacksonowi bardzo mi się podobało :)
    Dziękuję bardzo i pozdrawiam 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze szpitala wyprosić nie może, bo to miejsce publiczne, ale na jego miejscu też bym ich przegoniła z sali. Ale co poradzić, czekają na wieści od Deatona.

      Usuń
  5. Właśnie trafiłam na Twojego bloga i po prostu kocham to opowiadanie, już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału *_*
    Masz genialny pomysł, jeszcze nie trafiłam na tak zajebiste opowiadanie o Stereku *_*
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny *_*

    Agnes V.

    PS: Co ile dodajesz nowe rozdziały?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba :) Ostatnio przyszło mi do głowy kilka pomysłów na połączenie różnych fandomów, a to jeden z nich.
      W poście nawiązującym do pierwszego rozdziału napisałam, że nie będę wrzucała kolejnych części regularnie. Nie chcę pisać tego siłowo, kosztem jakości tekstu. Tym bardziej, że to nie jedyny tekst nad, którym pracuję. Jednak będę się starała nie robić zbyt dużych przerw między rozdziałami.
      Dziękuję za wspaniały komentarz i pozdrawiam,
      U-water.

      Usuń
  6. Rewelacja :)
    Sarkazm Stillesa rządzi ;) Nikt go nie przebije :)
    Nie mogę się doczekać wyjaśnień Deatona i tego co podejrzewa szeryf.
    Chciałabym znowu przeczytać o uczuciach wilka Dereka, bo to nim powinien się kieriować Derek, a nie własna głową, bo ta go zawodzi.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak sądzę :)
      Dziękuję bardzo i pozdrawiam,
      U-water.

      Usuń
  7. Wielbię te opowiadanie z rozdziału na rozdział bardziej i na prawdę nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    Ehh w sumie jestem mega ciekawa co się szykuje. Co to Stilesowi przywaliło xD
    Nie lubię Jacksona... i brawo Stiles <3! Mistrzowski sarkazm!
    Czekam na następną część <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stiles to takie małe, sarkastyczne stworzenie. Jakby nie patrzeć, tylko tak potrafi się skutecznie bronić.
      Dziękuję bardzo :)
      Pozdrawiam,
      U-water.

      Usuń
  8. Hej,
    wspaniały rozdział, te wypowiedzi Stillsa... och to rozgoryczenie, choć w moim umyśle zrodziła się myśl, jak Stills mówi do nich, że mają wyjść i więcej nie chce ich widzieć...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń