Peter z Derekiem siedzieli we dwóch
w salonie, pochyleni nad jedną ze starych ksiąg. Starali się znaleźć
rozwiązanie problemu, jakim stała się rosnąca liczba gwałtów w Beacon Hills.
Policja podejrzewała, że za wszystkie osiem przestępstw odpowiada jeden sprawca.
To miałoby sens, biorąc pod uwagę, że schemat działania za każdym razem był
taki sam. Ktoś wyprowadzał z imprez naćpane środkami odurzającymi i alkoholem
dzieciaki, zaciągał je do lasu i tam wykorzystywał seksualnie.
Nie miało znaczenia, czy to chłopak,
czy dziewczyna.
Problem jednak polegał na tym, że
według wyników przeprowadzonych badań, w żadnym przypadku nie doszło do
penetracji, a wszystkie ofiary zgodnie zeznały, że zostały siłą zmuszone do
czynności seksualnej i nie pamiętają sprawcy.
Peterowi nic tu nie pasowało. Nie
miał pojęcia kto, ani dlaczego wyprowadzał te wszystkie nastolatki. Nie
wiedział również w jaki sposób dochodziło do gwałtu. skoro nie było jego
najmniejszego śladu. Ofiary nie miały żadnych otarć ani siniaków wskazujących
na to, że się broniły, a jedyne ślady płynów ustrojowych pochodziły od nich
samych.
Jedynym co uwiarygodniało fakt, że
doszło do gwałtu, to brak bielizny u skrzywdzonych, ślady środków odurzających
w ich organizmach i liczba zaistniałych zgłoszeń.
Policjanci zaczęli podejrzewać, że
w Beacon pojawił się diler testujący nowy narkotyk. Niestety na tą chwilę
brakowało na to dowodów.
Peter nie zgadzał się z pomysłem
śledczych, podobnie jak jego siostrzeniec i większość watahy. Ich zdaniem jakaś
magiczna istota znowu zapałętała się do miasta, a ich obowiązkiem było się jej
pozbyć jak najszybciej.
Z tym, że tym razem to zadanie
mogło okazać się niezwykle trudne.
Zwłaszcza, że jedyna (poza nim
rzecz jasna) myśląca osoba w tej sforze, miała obecnie ogon i nie porozumiewała
się ludzką mową.
W skrócie?
Sytuacja była beznadziejna.
- Przejrzyjmy to jeszcze raz. Tu
musi coś być na temat tej istoty – westchnął Derek, przecierając twarz, na
której malowało się zmęczenie. Peter zapewne nie wyglądał lepiej, choć nigdy by
się nikomu do tego nie przyznał.
- Zostawmy to. – odchylił się na
oparcie fotela, który już dawno zaklepał jako swój. - Tu nic nie ma.
Przeglądaliśmy ją dokładnie trzy razy. Strona po stronie.
- To. Musi. Tu. Być. – Derek zawarczał
przez zaciśnięte zęby. – Nie ma innego wyjścia.
- Możesz poprosić Deatona o pomoc.
– czuł rozbawienie na widok miny siostrzeńca, gdy tylko wspomniał o
weterynarzu. Dla nikogo nie było tajemnicą, że Derek nie przepada za mężczyzną
i proszenie go o pomoc było ostatnią rzeczą, jaką miał zamiar zrobić.
- Nie. – Peter prychnął na widok
błyskających w jego stronę, czerwonych oczu.
- W takim razie co zamierzasz
zrobić?
- Szukać dalej.
- Gdzie? – naciskał dalej, wiedząc,
że ten upór jest bezcelowy. Potrzebowali pomocy. Nawet on był gotów to
przyznać. Nie wiedzieli, z czym mają do czynienia, ani gdzie szukać
rozwiązania. Wcześniej Derek przejrzał pozostałe księgi, a on nawet przeszukał
strony internetowe. Bezskutecznie.
– Derek, przyznaj w końcu, że nie
jesteś nieomylny. Twój ośli upór doprowadzi kiedyś do katastrofy. Dlatego zrób
w końcu coś mądrego i schowaj swoją dumę do kieszeń.
- Mówisz zupełnie jak Stiles.
- Wiedziałem, że nie bez powodu
lubię tego dzieciaka. – uśmiechnął się kącikiem ust.
Derek westchnął przeciągle.
- Co ty byś to zrobił na moim
miejscu?
- Po pierwsze nie dopuściłbym do
tego, by mój resercher skończył w ten sposób. – Peter wskazał dłonią na
Stilesa, który siedział przed półką z książkami, wpatrując się z namaszczeniem
na malujący się na woluminach snop światła, odbity przez szybę w oknie. Jego
koci ogon poruszał się leniwie na boli, przyspieszając, gdy plamka się
przemieściła. Jak na zawołanie chłopak odwrócił się w ich stronę, obdarzając
obu beznamiętnym spojrzeniem, po czym fuknął po kociemu, poruszył uszkami i
wrócił do przerwanej czynności.
Peter uśmiechnął się rozbawiony.
Stiles od rana był na niego
obrażony. Ciągle na niego fukał i nie pozwalał się dotknąć. A wszystką za
sprawą tego, że Peter zmusił go założenia ubrań. Nawet jeśli to była tylko
luźna koszulka i bokserki.
Widocznie koty miały jakąś awersję
do noszenia odzienia.
W normalnych warunkach Peter
zdecydowanie nie miałby nic przeciwko oglądaniu nastolatka nago. Problem jednak
pojawiał się, gdy trzeba było wyjść z pokoju i stanąć przed innymi członkami
watahy lub co gorsza przed samym szeryfem. Jakoś wątpił, by mężczyzna był
wstanie zaakceptować fakt, że jego syn nagle nabrał nudystycznych zapędów i
postanowił udawać dziecko kwiatów, czy jak to się tam nazywało i biegając po
mieście z fujarą na wierzchu.
Dziękuję bardzo. Lubił swój tyłek
taki, jaki był. Bez dodatkowych dziur po kulach.
- Mógłbyś choć na chwilę być
poważny? To pilna sprawa. – Derek brzmiał na zdesperowanego i u kresu
wytrzymałości. Czyli dokładnie tak, jak Peter lubił. Jego siostrzeniec był
wtedy tak bardzo podatny na zaczepki i tak pięknie reagował napadami złości.
Przecudny widok. Godny uwiecznienia
dla potomnych.
- Jestem jak najbardziej poważny. –
no może odrobinę nagiął prawdę. – I nadal uważam, że bez pomocy sobie z tym nie
poradzimy. No – uśmiechnął się bezczelnie. – chyba, że zamierzasz poprosić
Stilesa o pomoc.
- Słuchaj… - Derek zaczął, używając
głosu alfy i błyskając w jego kierunku szkarłatnymi ślepiami.
Przerwał mu jednak głośny huk
spadającej książki.
Obaj jak na zawołanie zwrócili
głowy w stronę nastolatka.
Stiles stał przed regałem,
spoglądając na nich przez ramię z niewinnym wyrazem twarzy. U jego stóp leżała
książka, która więcej niż prawdopodobnie spadła chwilę temu, robiąc tyle
hałasu.
Derek tylko zgrzytnął na to zębami
i zmarszczył mocniej brwi. Po chwili odetchnął głośniej i odwrócił się powrotem
do Petera.
- Słuchaj… - zaczął ponownie,
jednak tym razem przerwało im głośne miauknięcie Stilesa, który ponownie
siedział na podłodze, tym razem przodem do nich.
Derek warknął pod nosem, obrzucając
Stilinskiego nienawistnym spojrzeniem. Nastolatek tylko fuknął na alfę,
odpowiadając mu tym samym.
Peter nie próbował nawet kryć
swojego rozbawienia, co tylko jeszcze bardziej rozdrażniło Dereka.
- Słu…
- Miauuuuł – Stiles zamiauczał
jeszcze donośniej, co ułamek sekundy później zostało zagłuszone ryknięcie
Dereka. Młodszy Hale poderwał się do pionu i wybiegł z pokoju warcząc i
złorzecząc.
Peter odprowadził siostrzeńca
wzrokiem, śmiejąc się pod nosem.
- Miauł? – Stiles trącił jego nogę
ręką w typowo kocim ruchu.
- Co tam? – zapytał, pochylając się
do nastolatka i głaszcząc go między uszami. Stiles od razu zamruczał i zmrużył
oczy w wyrazie przyjemności. Po chwili odsunął jednak głowę i się otrząsnął.
Zamiauczał ponownie.
- O co chodzi, kociaku? – Peter
zmarszczył brwi, nie rozumiejąc o co mogło chodzić nastolatkowi.
Stiles tylko fuknął na niego przez
nos i położył po sobie uszy w geście irytacji. Jego ogon zaczął się powoli za
nim poruszać, zdradzając jego rosnące rozdrażnienie.
- Wybacz, ale nie rozumiem po
kociemu. – wzruszył ramionami, na co Stiles ponownie fuknął i wskazał ruchem
głowy na leżącą na ziemi książkę.
- Chcesz żebym ci poczytał? –
uniósł pytająco brew, pochylając się do przodu żeby sięgnąć po wolumin.
Nastolatek miauknął jedynie w
odpowiedzi, co Peter uznał za tak.
Wziął do ręki tomiszcze i przyjrzał
mu się dokładnie.
- Co my tu mamy? – mruknął sam do
siebie, przerzucając strony. W którymś momencie został zatrzymany przez dłoń
Stilinskiego.
Spojrzał zaintrygowany na Stilesa,
a później na stronę, która najwyraźniej zainteresowała nastolatka. Jego źrenice
rozszerzyły się, gdy zrozumiał na co patrzy.
- Cholera! To by wszystko wyjaśniało.
Wszystko zdaje się pasować – mruknął do siebie, przebiegając wzrokiem tekst. – Tak to jest to. – uśmiechnął się kącikiem
ust i nachylił ponownie w stronę Stilesa. - Jak widać nawet jako kociak jesteś
mądrzejszy od mojego siostrzeńca idioty. – pogłaskał nastolatka po głowie i
karku, co jak zdążył odkryć, Stilinski bardzo lubił.
Stiles zamiauczał radośnie,
wtulając się policzkiem w jego dłoń i patrząc na niego tymi swoimi dużymi,
błyszczącymi oczami.
- Tak. Dobry kotek. Spisałeś się.
Jednak i tak nie pozwolę ci chodzić bez ubrania.
Biedny Stiles, tak się starał, a Peter i tak nie pozwala mu na rozwijanie jego nudystycznych pasji... Tyran, nie człowiek...
OdpowiedzUsuńHahaha XD Jej, aż się popłakałam ze śmiechu ;)
UsuńCudowne <3 Absolutnie zakochałam się w twoim Steteru. A kitty kitty Stiles jest moim ulubionym opowiadaniem. (A mówiłam, że dłuższe rozdziały w Twoim wykonaniu będą genialne i proszę!)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
UsuńMam słabość do Steterów, szkoda, że w sieci jest ich tak mało. Postaram się to trochę zmienić, ale to trudne zadanie.
No słodkie, no Derek złośliwa bestia ale takie lubię:-)
OdpowiedzUsuńDlatego właśnie lubię Stilesa i Petera. Obaj są złośliwi i sarkastyczni :)
UsuńStilles im pomógł i nie otrzymał żadnej nagrody, a to niedobry Peter xD
OdpowiedzUsuńLiczyłam po poprzednim rozdziale, na jakąś scenę w pokoju Petera, ale pewnie masz jakiś inny pomysł :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Przed nami jeszcze ze dwa rozdziały, gdzie zdarzyć się może dosłownie wszystko ;)
UsuńDziękuję bardzo i również pozdrawiam,
U-water.
Niby taki był niezainteresowany a jednak znalazł rozwiązanie zagadki nad którą glowili się Peter i Derek :) I jeszcze namiauczał na alfę, hehe 😆 Stilles jest boski po prostu w każdym wydaniu 😉 Dziękuję i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTaki już jego urok :)
UsuńDziękuję bardzo i również pozdrawiam,
U-water.
Hej,
OdpowiedzUsuńo tak to jest cudowne, Stilles nawet na Petera teraz fuka, bo ten kazał mu założyć ubrania ;) zagadkowa sprawa, jak spadła ta książka to moja podświadomość mówi - rozwiazanie, a potem... miauknięcie i jeszcze jedno... a w konsekwencji Derek wychodzi, a Peter sięga po tą nieszczęsną książkę i co? jest rozwiązanie... ale tekst Petera skierowany do Stilles, że i tak nie pozwoli mu chodzić bez ubrań wymiata ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia