Derek nie mógł oderwać wzroku od swoich dłoni.
Żył.
Ale jak to było możliwe?
Ostanie co pamiętał to nieopisany ból, a później ciemność, po której pojawiła się rażąca w oczy światłość.
I ten głos, który go przyzywał.
- Derek!
Podniósł wzrok, słysząc swoje imię. W jego stronę biegł Stiles.
Nawet w panującej dookoła ciemności mógł dojrzeć zapuchnięte od płaczu oczy nastolatka i błyszczące ślady łez na jego bladych, pokrytych pieprzykami policzkach.
Rozłożył szeroko ramiona, wpuszczając pomiędzy nie roztrzęsionego chłopaka.
- Derek, mój Derek - wychlipiał nastolatek, wtapiając się w jego pierś i chowając twarz w zagłębieniu obojczyka.
- Ćśśś. Już dobrze. Jestem tu. Żyję.
Nie wiem czemu umarł, ale to jedyny przypadek w którym mogę zaakceptować istnienie zombie... Ale tylko Derek, nikt więcej!!!
OdpowiedzUsuńHahaha XD Nie, Derek nie jest zombie. Stiles i inni ściągnęli go z powrotem. To wtedy w nastolatka wdarł się Nogitsune.
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńtekst naprawdę fantastyczny, cała ta sytuacja cudowna...
Dużo weny życzę...